Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

wie. — Patrz pan — mówił, wskazując okno — poszła teraz czytać ojcu. A za godzinę pobiegnie tu znowu do siebie. Mieszka w tym domku obok odźwiernego, na pierwszem piętrze, zacząwszy od nieba. Ale chodź pan, bo mokro! Ulokuję pana w kawiarni.
W jednym z domków więźniowie drogą składki opłacali mały i ciemny pokoik, który stanowił dla nich klub, resursę, a nosił skromne miano: kawiarni Marshalsea.
Z kilku krzeseł naprędce Tip i Clennam zrobili łóżko, mniej wygodne, ale lepsze od żadnego, i Artur, podziękowawszy za pomoc, został sam wreszcie ze swemi myślami.
Leżał, lecz zasnąć nie mógł. W głowie krążyły mu tysiące myśli, wśród ciemności najfantastyczniejsze przypuszczenia wydawały się prawdopodobne.
Co zetknęło panią Clennam z maleńką Dorrit? Czy w istocie było to tylko ogłoszenie? Czy nie miała tego nazwiska, wypisanego w duszy płonącemi wiecznie głoskami? A jeżeli tak było? Jeśli ten starzec w jakikolwiek sposób jest ofiarą jego rodziców?
Biedny starzec. Biedna maleńka! Jak wyświetlić prawdę?
W takich myślach doczekał świtu. Zaledwie mógł rozróżnić otaczające go w zmroku przedmioty, podniósł się i wyszedł na podwórze.
Słońce zapewne już wstało nad ziemią, ale tutaj panowała jeszcze prawie ciemność. Na szarym bruku rozróżniał rzucone papiery, odpadki, ogryzki, obok drobnych zbiorników wody po nocnym deszczu. Ciemne, zamknięte okna świadczyły wyraźnie, że mieszkańcy tego przybytku niedoli nie śpieszą rano witać dnia wracającego. Nie spotkał też nikogo, aż do chwili, kiedy nakoniec klucz zaskrzypiał w zamku i furtka znowu stanęła otworem.
Wyszedł na ulicę i zauważył zaraz snujący się tłum drobnych przekupniów, którzy zaspokajali potrzeby pozbawionych wolności biedaków.