Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

— Pancks — szepnął Artur i przypomniał sobie, że nazwano go pomocnikiem pana Casby i że on zbiera od lokatorów pieniądze. Rzeczywiście ciężki biały patrjarcha potrzebował takiego czarnego motoru, któryby pchał przez życie jego taczkę.
Patrjarcha zjawił się wkrótce, a z nim gruba, czerwona jak piwonja dama, niegdyś wiotka i biała, jak lilijka, piękna Flora.
Artur spojrzał na nią prawie z przerażeniem. Ale kiedy z ust pięknej niegdyś Flory popłynął potok słów, poczuł jakieś przygnębienie.
Nie mógł prawie zrozumieć, że ta gadatliwa i — szczerze mówiąc — bardzo niemądra kobieta wydawała mu się niegdyś ideałem.
A Flora wciąż mówiła, mówiła tak dużo, takim potokiem pustych, bezmyślnych frazesów, przewracając oczami, i naprzekór ubiegłym latom robiąc minki szesnastoletniej dzieweczki, że biedny Artur siedział już jak na torturach, nie mogąc zadać nawet jednego pytania, o które mu chodziło.
A gdy je rzucił wreszcie, nic się nie dowiedział i niczego się zresztą już nie spodziewał, bo jakąż rolę mogła grać w tem wszystkiem Flora?
Co innego stary patrjarcha. Artur był przekonany, że wiedział wiele, choć nie o wszystkiem chciał mówić. Może nie w sprawie Dorrit, lecz co do przeszłości mógłby mu pewnie powiedzieć niejedno, gdyby warto było zapytać. Nie zapyta go jednak, wie, że nadaremnie, i — obawia się trochę patrjarchy, mimo jego pięknych pozorów.
Flora zatrzymała go gwałtem na obiad, bez niegrzeczności nie mógł się wymówić, więc przy stole raz jeszcze spotkał pana Pancksa.
Pancks nie tracił czasu i zdawał sprawę z interesów, zwłaszcza z wypłat lokatorów Rozdartego Serca. Narzekał na trudności w odbiorze pieniędzy. Ogryzał przytem zawzięcie paznogcie, sapał, mruczał i jak prawdziwy motor, poruszał bezustannie całą swoją drobną osobą.
Obiad był obfity i dobrze zrobiony, patrjarcha jadł dużo