Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/64

Ta strona została przepisana.

— Chciałabym panu coś powiedzieć...
— Słucham, moje dziecko — rzekł, zwracając się ku niej, a widząc, że ta nazwa wywołała pewne zdziwienie, pospieszył się usprawiedliwić. — Niech się pani nie gniewa o ten wyraz. Potrzebuję jakiegoś słowa, któreby wyrażało to uczucie, jakie mam dla pani.
— Więc niech mię pan nazywa maleńką Dorrit. Przywykłam do tego imienia, i lubię je, ponieważ dają mi je ludzie życzliwi.
— Maleńka Dorrit.
— Matusia! — poprawiła Maggi.
— To wszystko jedno, Maggi, zupełnie wszystko jedno.
Uszczęśliwiona Maggi roześmiała się znowu szeroko i poprawiła się na swoim fotelu, z którego widocznie była bardzo zadowolona.
— Najpierw chcę panu powiedzieć, że brat mój jest wolny — odezwała się Dorrit.
Artur wyraził wielkie zadowolenie i nadzieję, że potrafi skorzystać z tej szczęśliwej zmiany.
— I to muszę powiedzieć panu — zaczęła znowu głosem drżącym ze wzruszenia, — że nie wolno mi wiedzieć, kto jest tym dobroczyńcą, że nie wolno mi pytać o to i że nie będę mogła nigdy podziękować mu, jakbym gorąco pragnęła, za wolność mego brata!
Clennam odpowiedział, że ów nieznajomy — zdaniem jego — zupełnie słusznie unika podziękowań za taką drobnostkę, o której nie warto wspominać.
— A ja, gdybym go znała — mówiła, coraz mocniej drżąc Emi — gdyby mi było wolno, chciałabym mu powiedzieć, że nie może sobie nawet wyobrazić, jak gorąco jestem mu wdzięczna, jak go błogosławię każdem uderzeniem serca. Ale nie wolno mi tego powiedzieć! A powiedziałabym mu, że w każdej modlitwie proszę Boga, aby go za to nagrodził i dał mu taką radość, jaką mu zawdzięczam. Uklękłabym przed nim i prosiła, żeby mi pozwolił ucałować swoją rękę i oblać ją łzami wdzięczności, bo nic innego przecież ofiarować mu nie mogę!