Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

znowu. — Nie dlatego. Wyszłam dziś wieczorem głównie z tej przyczyny, że siostra opowiadała mi o jakiejś pani, bardzo bogatej pani, która jej podarowała bransoletkę, i to wszystko mnie jakoś zaniepokoiło. Chciałam zobaczyć... Potem wracając z Maggi spostrzegłyśmy, że u pana się świeci, i...
Zaplątała się trochę, gdyż przyszło jej na myśl, że nie poraz pierwszy widziała w tych oknach wieczorem światło, że widziała je nieraz i zdawało jej się jakąś gwiazdą dobrotliwą i łagodną, która spogląda na nią z wysokości. Ale tego nie chciała mu przecież powiedzieć.
— Więc pomyślałam sobie — zaczęła jakby w dalszym ciągu — że trzy rzeczy chciałabym powiedzieć panu zaraz, jeśli pan sam jest w domu. I weszłyśmy. Pierwsza rzecz, to.... chciałabym wyrazić...
— Zacznijmy od drugiej — rzekł łagodnie Artur, gładząc lekko jej rękę.
Wstał z uśmiechem, dorzucił węgla na kominek, wyjął z szafy wino, ciastka i owoce i postawił na stole.
— A druga rzecz jest taka: zdaje mi się, że pani Clennam wie, gdzie mieszkam, że zna moją tajemnicę.
— Doprawdy? — zawołał Artur. — Skąd to przypuszczasz, moje dziecko?
— Zdaje mi się, że pan Flintwinch mnie śledził.
— A dlaczego ci się tak zdaje? — nalegał Artur, patrząc w ogień zamyślony.
— Spotkałam go dwa razy w pobliżu Marshalsea, kiedy wracałam wieczorem. Zawsze niby przypadkiem.
— Czy co mówił?
— Nie, tylko się ukłonił swoją pochyloną głową.
Artur słuchał, wpatrzony w ogień. Wstał nakoniec i zaczął prosić, żeby Emi napiła się troszeczkę wina, zmusił ją prawie, żeby zjadła ciastko, sam wybierał dla niej owoce. Maggi jadła także, śmiejąc się szerokim śmiechem i mlaskając językiem z wielkiego zadowolenia.
— Czy matka zmieniła się dla pani? — spytał.