Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/69

Ta strona została przepisana.

się woli dziewczęcia, poczuwał się do obowiązku czuwania nad nią, chociażby zdaleka, póki nie znajdzie się w swojej dzielnicy, którą zna dobrze i gdzie ją wszyscy znają.
Wreszcie mury Marshalsea zarysowały się przed nim wyraźnie, a jednocześnie spostrzegł, że Emi z towarzyszką zawróciła w boczną uliczkę. Zrozumiał, że są u celu podróży i nie ma prawa dalej śledzić tu za niemi.
Lecz Dorrit zatrzymała się przed lichym domkiem, w którym nie widać było żadnego światełka, ani słychać żadnego szmeru. Ubodzy ludzie o tej spóźnionej godzinie zasypiali spokojnie po całodziennej pracy.
— Wiesz, Maggi — rzekła Emi — nie możemy budzić twoich gospodarzy, żeby nie rozgniewali się na ciebie. Zapukam niebardzo głośno, a jeśli nikt nam nie otworzy, będziemy spacerowały do rana.
Zapukała raz, drugi, ale z wnętrza domu żaden szmer nie odpowiedział. Czekały jeszcze chwilę.
— Moja biedna Maggi — odezwała się znowu Emi ze współczuciem — będzie ci trochę przykro, ale noc przecież się skończy. Jakoś sobie tymczasem poradzimy.
Zawróciły znowu ku szerszej ulicy, — na wieżowym zegarze wybiło wpół do drugiej.
Noc była ciemna, chłodna, często zrywał się wiatr, wilgotny i przejmujący. Przechodząc obok Marshalsea, obie przystanęły przed kratą i patrzyły w ciemność podwórza.
— Przed szóstą nie wejdziemy — rzekła Dorrit — jeszcze ze cztery godziny. Na szczęście tam nikt o mnie nie ma niepokoju.
Były zmęczone, więc umieściły w kącie koszyk Maggi, usiadły na nim i przytuliły się do siebie. Póki ulica była pusta i spokojna, nie ruszały się z miejsca, ale skoro zdaleka rozlegały się kroki, Emi ogarniała trwoga i szeptała do towarzyszki.
— Chodźmy, chodźmy, ktoś się zbliża, chodźmy, Maggi!
Ciężkie dziecko podnosiło się wtedy niechętnie i szło zwolna obok matusi, pocieszając się owocem albo ciast-