jej się, że za cenę życia nie mogłaby poruszyć ani jednym palcem. Czuła, że Jeremjasz stanął przy niej. Nagle gwałtownym ruchem zerwał jej fartuch z głowy.
— Ach! — jęknęła zbudzona — taki straszny sen...
— Cóż u djabła! — zawołał — dzwonię dwadzieścia pięć razy! Czy nie wiesz, że czas na herbatę?
— Herbatę? — powtórzyła — ach, powiadam ci, Jeremjaszu, że tu dzieje się coś strasznego — mówiła prawie z płaczem. — Tam, pod ścianą, słyszałam...
— Szczury... woda... koty... — mówił Flintwinch, świecąc sobie koło ściany, obejmując spojrzeniem spaczoną podłogę i poczerniały sufit.
— Nie, nie! — zaprzeczyła Efri z przekonaniem. — Ktoś chodzi, słychać, jak ociera się o ścianę, a potem coś upada, aż wszystko drży dokoła. To duchy, strachy, dom zaczarowany. Czułam dotknięcie ręki.
— Słuchaj — przerwał jej Flintwinch. — Radzę ci, rób herbatę i zapomnij o strachach, bo jak ja dotknę cię ręką, to popamiętasz długo.
Pogróżka poskutkowała, Efri zajęła się skrzętnie herbatą, lecz nie zmieniła wcale przekonania. Uwierzyła najmocniej, że dom był zaczarowany, zamieszkany przez duchy, strachy, czy upiory, i żyła w ciągłej trwodze. W dzień drżała, rzucając dokoła niepewne spojrzenia, jakby się obawiała zobaczyć nagle coś strasznego, wieczorem nie wychodziła z pokoju inaczej, jak z głową zasłoniętą fartuchem.
Jeremjasz wzruszał na nią ramionami, pani Clennam mierzyła zimnem, pogardliwem prawie spojrzeniem, Efri zaś była wciąż jakgdyby we śnie, otoczona tajemniczemi zjawiskami, i sama tajemnicza, drżąca, wpółprzytomna.
Gdy usłyszała lekkie uderzenie młotka, biegła otworzyć, wiedząc, że to maleńka Dorrit, ale jeżeli w progu gabinetu ujrzała stojącego Jeremjasza, który gładził podbródek, była przekonana, że nagle jakiś piorun uderzy w nich wszystkich, albo zginą, porwani przez nieczyste siły.
Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/76
Ta strona została skorygowana.