Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/015

Ta strona została skorygowana.

„Ts! Joe!“ zawołał woźnica z kozła ostrzegawczym głosem.
„Co się stało, Tom?“
Obaj zaczęli nadsłuchiwać.
„Powiadam ci, Joe, jakiś koń biegnie kłusem!“
„A ja ci powiadam, że galopem!“ odparł konduktor, puszczając drzwiczki i szybko wskakując na swoje miejsce. „Gentlemani! W imię Króla — mieć się na baczności!“
Wydawszy ten rozkaz, chwycił krucicę i stanął w pozycji zaczepnej.
Pasażer, o którym będzie mowa w tej powieści, stał jedną nogą na stopniu dyliżansu a towarzysze jego stali za nim, również gotowi do wsiadania. On zatrzymał się przed dyliżansem, oni zatrzymali się na gościńcu. Wszyscy spoglądali bacznie to na woźnicę, to na konduktora. Woźnica obejrzał się za siebie, i konduktor obejrzał się za siebie, a nawet ów koń z fantazją nadstawił uszu i obejrzał się za siebie, porzuciwszy opozycję.
Cisza, która nastąpiła, gdy umilkł turkot i skrzypienie dyliżansu, spotęgowała ciszę nocy, czyniąc ją rzeczywiście bezgłośną a drżenie koni udzielało się poniekąd dyliżansowi. Serca pasażerów biły tak mocno, że niemal mogli je słyszeć: w każdym jednak razie ta chwila ciszy mówiła niemal głośno o ludziach z zapartym oddechem i tych, którzy wstrzymywali oddech, i tych, którym krew żywiej pulsowała od oczekiwania.
Tętent konia galopującego po wzgórzu stawał się coraz wyraźniejszy.
„Hej!“ zawołał konduktor z całych sił. „Stój, bo strzelę!“
Tętent ustał, a wśród wielkiego sapania i chrapania rozległ się głos:
„Czy to dyliżans doverski?“
„Co cię to obchodzi?“ zawołał konduktor. „Gadaj, coś za jeden!“
„Czy to dyliżans doverski?“
„A po co ci to?!“
„Szukam pasażera“.
„Jakiego pasażera?“
„Pana Jarvis Lorry“.
Na dźwięk swojego nazwiska, podróżny, stojący na schodkach, poruszył się. Konduktor, woźnica i dwaj podróżni spojrzeli na niego podejrzliwie.
„Zostań tam, gdzie jesteś“, zawołał konduktor, „bo jak się omylę, to do końca życia nie naprawię już tego błędu! Gentleman nazwiskiem Lorry niech odpowiada ze swego miejsca!“
„Co się stało?“ zapytał podróżny miłym, śpiewnym głosem. „Kto mnie szuka? Czy to ty Jerry?“