jówek i gospodyni kręciło się, niby przypadkiem, w rozmaitych punktach między kredensem i sypialnią. Tym razem wyszedł z Konkordji jegomość około lat sześćdziesięciu, w wytartym nieco, ale dobrze utrzymanym bronzowym garniturze, z szerokiemi wyłogami przy rękawach i wielkiemi klapami przy kieszeniach który udał się wprost do jadalni.
Tego popołudnia nie było w pokoju nikogo prócz jegomościa w bronzowym garniturze. Przysunięto mu stolik do kominka. Blask płomieni padał mu na twarz. Oczekując, aż podadzą śniadanie, podróżny siedział tak nieruchomo, jakby pozował do portretu.
Wyglądał bardzo zacnie, bardzo przyzwoicie, z jedną ręką na kolanie, z zegarkiem tykającym pod migdałową kamizelką z tak jednostajną dostojnością, jak gdyby zastanawiał się nad swoją powagą i niezmiennością, będącemi jaskrawem przeciwieństwem lekkomyślności i znikomości płomienia. Podróżny miał nogi zgrabne, z czego był po trosze dumny. Łydki ciasno obciągały jedwabne pończochy, a trzewiki, chociaż skromne, były bardzo wytworne. Nosił śmieszną, kędzierzawą, jasną jak len peruczkę, mocno przylegającą do głowy. Bielizna, chociaż nie tak cienka jak pończochy, była biała jak piana morska rozpryskująca się na pobliskim brzegu, lub jak płat żagli, błyszczących w słońcu, daleko. Peruczka była prawdopodobnie zrobiona z włosów, ale robiła wrażenie, że jest z jedwabiu lub ze szkła. Twarz, zazwyczaj spokojną i stateczną, rozjaśniała para pięknych, wilgotnych oczu. Przed Iaty z trudem musiała ona zachowywać powagę godną urzędnika banku Tellson i Spółka.
Cerę miał zdrową. Twarz, choć przeorana wieloma zmarszczkami, nie nosiła śladów głębszych trosk i przeżyć. Ale może urzędnicy banku Tellsona zajmowali się wyłącznie cudzemi sprawami, a może troski z drugiej ręki, podobnie jak ubrania z drugiej ręki, łatwo się przyjmuje i łatwo odrzuca.
Jakby dla dopełnienia podobieństwa do człowieka pozującego do portretu, pan Lorry zdrzemnął się. Zbudził się gdy przyniesiono śniadanie; wówczas, przysunąwszy krzesło do stolika, powiedział do posługacza:
„Proszę przygotować wygodny pokój dla młodej damy, która zjedzie tu w ciągu dnia. Będzie się pytała o pana Jarvis Lorry, a może o kogo z banku Tellsona. Proszę mię natychmiast zawiadomić“.
„Słucham pana. Bank Tellsona, Londyn. Czy tak, proszę pana?“
„Tak“.
„Słucham pana. Często mamy honor gościć u siebie urzędników banku Tellsona, jeżdżących w tę i tamtą stronę,
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/022
Ta strona została skorygowana.