nych kupidynków, przeważnie bez głowy i pokaleczonych, które podawały czarne kosze owoców czarnym bóstwom rodzaju żeńskiego. Pan Lorry ukłonił się pannie Manette.
„Proszę, niech pan siada“, odezwał się młody dźwięczny głos z lekkim akcentem cudzoziemskim, ale tylko z lekkim.
„Całuję rączki!“ powiedział pan Lorry nieco staromodnie, poczem znów się ukłonił i usiadł.
„Wczoraj odebrałam z banku list, w którym mi donoszą, że nowe wiadomości... to jest odkrycia...“
„Mniejsza o słowo, proszę pani, każde słowo będzie dobre!“
„...dotyczące małego majątku, jaki pozostał mi po ojcu... którego nigdy nie widziałam i który oddawna nie żyje“.
Pan Lorry poruszył się na krześle i rzucił niespokojne spojrzenie na procesję czarnych kupidynków, jakby niosły mu one pomoc w swoich śmiesznych koszyczkach!
„...i że powinnam udać się do Dover, celem porozumienia z pewnym gentlemanem z banku. W drodze ma mi towarzyszyć również ktoś z banku“.
„To właśnie ja!“
„Spodziewałam się tego“.
Dygnęła przed nim (młode panny dygały w owych czasach), chcąc mu w ten delikatny sposób dać do zrozumienia, że uważa go za wiele starszego i rozumniejszego od siebie. Pan Lorry ukłonił się znowu.
„Odpowiedziałam, proszę pana, że skoro ci, którzy lepiej wiedzą i tak łaskawie zajmują się mojemi interesami, uważają, że powinnam jechać do Francji — a ja, ponieważ jestem sierotą, nie mam żadnych przyjaciół, którzy mogliby mi towarzyszyć — będę więc bardzo obowiązana, gdy będę mogła odbyć podróż pod czcigodną opieką szanownego pana. Pan wyjechał już z Londynu, ale powiedziano mi, że wysłano za nim posłańca z poleceniem, by czekał tu na mnie“.
„Szczęśliwy byłem że powierzono mi to zadanie. Będę jeszcze szczęśliwszy, gdy będę mógł je spełnić“.
„Bardzo panu dziękuję. Dziękuję panu z całego serca. Powiedziano mi w banku, że ów gentleman wyjaśni mi o co chodzi, i że muszę być przygotowana na niespodzianki. Uczyniłam wszystko, by się do tego należycie przygotować i, naturalnie, jestem okropnie ciekawa, o co to chodzi?“
„Naturalnie“, powiedział pan Lorry. „Aa... hm...“
Po chwili dodał, naciskając peruczkę na uszy;
„Bardzo trudno to zacząć“.
To też nie zaczynał, ale w swojem niezdecydowaniu spotkał się z jej wzrokiem. Młodziutkie jej czoło zmarszczyło się i przybrało ów szczególny wyraz, który był nietylko szczególny, ale także piękny i charakterystyczny. Panna
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/025
Ta strona została skorygowana.