„Zniosę wszystko, z wyjątkiem niepewności, w której mię pan obecnie trzyma“.
„Mówi pani, jak osoba zrównoważona — jest pani zrównoważona. To dobrze!“ (Udawał bardziej zadowolonego niż był w rzeczywistości). „Chodzi o zwykły interes. Niech pani patrzy na to, jak na interes, interes, który musimy załatwić. Powiedzmy, że małżonka doktora, choć kobieta wielkiego hartu i ducha, cierpiała tak bardzo z tego powodu przed urodzeniem dziecka...“
„Dzieckiem tem była córka...‘“
„Córka... Chodzi przecież... to jest... zykły interes... niech się pani zbytnio nie przejmuje... Przypuśćmy, że młoda kobieta tak strasznie cierpiała, zanim dziecko urodziło się, że postanowiła oszczędzić nieszczęsnej istotce mąk, jakie sama przeżyła — i wychowywała ją w przekonaniu, że ojciec nie żyje — proszę nie klękać! Na Boga! Niech pani nie klęka!“
„Chcę prawdy! O dobry, szlachetny, czcigodny panie, powiedz mi prawdę!“
„Ależ... to zwykły interes. Pani wprawia mię w zmieszanie, a ja nie potrafię mówić o interesach, gdy jestem zmieszany... Mówmy jasno. Gdyby pani zechciała łaskawie powiedzieć mi w tej chwili, ile wyniesie dziewięć razy po dziewięć pensów, albo ile szylingów mieści się w dwudziestu gwinejach — bardzoby mi to dogadzało. Byłbym spokojniejszy o stan umysłu pani...“
Nie odpowiedziała wprost na to pytanie, ale usiadła tak spokojnie, gdy podprowadził ją do fotela, a uścisk jej rąk tak zelżał, że otucha wstąpiła nagle w pana Jarvisa Lorry.
„Dobrze! Ślicznie! Odwagi! — Interes! Chodzi, proszę pani, tylko o interes — ważny interes! Panno Manette! Tak więc postąpiła matka pani. Gdy umarła — mam wrażenie, że z rozpaczy — nigdy nie przestając szukać ojca pani, pozostawiła panią, dwuletnią dziewczynkę, która wyrosła na śliczną, kwitnącą i szczęśliwą pannę. Matka oszczędziła jej tej czarnej chmury, która mogła omroczyć młode życie, bo musiałaby pani żyć w niepewności, czy ojciec umarł czy też gnije w więzieniu od wielu, wielu lat!“
Mąwiąc te słowa, spojrzał z bezgranicznem współczuciem na złotą główkę dziewczęcia, jakby w obawie, że włosy te zbieleją w jego oczach.
„Wiadomo pani, że rodzice jej nie posiadali wielkiego majątku, i że to, co posiadali, zapisane było na imię pani i jej matki. Odkrycie, o którem będziemy mówili, nie dotyczy ani pieniędzy, ani innych spraw majątkowych...“
Czuł, jak uścisk jej staje się coraz mocniejszy, i zamilkł. Zmarszczka na czole, która nadawała twarzy panny Manette ów szczególny wyraz, pogłębiła się teraz, jakby z lęku i bólu.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/028
Ta strona została skorygowana.