Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/040

Ta strona została skorygowana.

Strych, przeznaczony na przechowywanie suchego drzewa, był mroczny i ponury; okno było właściwie drzwiami w dachu i miało na zewnątrz daszek, który okrywał je przed wzrokiem mieszkańców innych pięter: nie miało szyb i składało się z dwóch części, jak większość okien francuskiej konstrukcji. Dla ochrony przed zimnem jedna połowa drzwi była zamknięta, a druga bardzo nieznacznie uchylona. Tak mało światła wpadało przez tę połowę, że gdy się weszło, trudno było dojrzeć co się w izbie dzieje. Tylko człowiek oddawna przywykły do ciemności mógł w tym mroku wykonywać pracę wymagająca światła. A jednak taką właśnie pracę wykonywano na strychu. Plecami zwrócony do drzwi, a twarzą do okna, przy którym stał teraz właściciel winiarni, przypatruje się mieszkańcowi poddasza, siedział na niskiej ławce siwowłosy starzec i, pochylony nad swą robotą, bardzo pilnie szył buty.


Rozdział szósty
Szewc.

„Dzień dobry!“ powiedział pan Defarge, patrząc na białą głowę pochyloną nad zaczętym butem.
Głowa podniosła się na chwilę, a głos, słaby, jakby z wielkiego oddalenia, odpowiedział:
„Dzień dobry!“
„Ciągle przy pracy?“
Po długiej chwili głowa podniosła się znów, a głos odezwał się „Tak... pracuję!“ Tym razem para błędnych oczu spojrzała na pytającego zanim twarz pochyliła się znowu nad warsztatem.
Słabość tego głosu była okropna i budziła litość. Nie była to słabość wynikająca z choroby lub wycieńczenia, chociaż ciemność i zła strawa zrobiły, oczywiście, swoje. Najboleśniejsze było w nim to, że była to słabość wywołana samotnością i odzwyczajeniem od mówienia. Było to ostatnie, słabe echo tonu, który zadźwięczał przed wielu, wielu laty. Utracił on do tego stopnia żywość i dźwięczność głosu ludzkiego, że robił wrażenie wspaniałej barwy dawno już spłowiałej. Był głęboki i stłumiony, jakby wydobywał się z lochów więziennych, a tak wymowny w swojej beznadziejności i smutku, że umierający z głodu wędrowiec, zmęczony błądzeniem po wertepach, na jego dźwięk wspomniałby przed śmiercią dom i rodzinę.
Przez chwilę starzec pracował w milczeniu, poczem błędne oczy podniosły się znowu: nie z ciekawością lub zainteresowaniem, ale odruchowo, czując, że miejsce, na którem stał rozmawiający z nim człowiek, wciąż jeszcze jest zajęte.