Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/042

Ta strona została skorygowana.

„Ma pan gościa, jak pan widzi!“ powiedział Defarge.
„Co pan powiedział?“
„Przyszedł gość!“
Szewc spojrzał jak poprzednio, ale tym razem nie oderwał się od roboty.
„Ten pan zna się na dobrej robocie!“ powiedział pan Defarge. „Odrazu pozna, ile jest warta! Niech mu pan pokaże swój trzewik. Proszę, niech pan spojrzy, monsieur“.
Pan Lorry wziął trzewik do rąk.
„Niech pan powie gościowi, co to za trzewiki i jak się nazywa szewc“.
Nastąpiła jeszcze dłuższa pauza, poczem szewc odparł.
„Zapomniałem, o co pan pytał. Co pan powiedział?“
„Pytałem, czy nie zechciałby pan objaśnić temu panu, co to za trzewiki?“
„To damskie trzewiki. Spacerowe trzewiki dla młodej damy. Najnowsza moda. Nigdy nie widziałem takiej mody. Ale miałem wzór w rękach“. Spojrzał na trzewik z odcieniem dumy.
„Jak się nazywa szewc?“ spytał Defarge.
Teraz, gdy nie miał w rękach roboty, włożył palce lewej ręki w zagłębienie prawej, potem palce prawej w zagłębienie lewej, potem zaś zaczął gładzić brodę, to jedną ręką, to drugą, tak na zmianę i bez przerwy. Sposób w jaki trzeba go było budzić z zapamiętania, w które wpadał, powiedziawszy parę słów, przypominał doprowadzanie do przytomności kogoś, kto zemdlał, lub usiłowanie utrzymania przy życiu człowieka umierającego.
„Pan pytał o moje nazwisko?“
„Naturalnie!“
„Sto pięć. Wieża Północna“.
„To wszystko?“
„Sto pięć. Wieża Północna“.
Powiedział to ni to z jękiem, ni z westchnieniem, i znów siedział pochylony nad robotą, aż do chwili, gdy przerwano milczenie.
„Czy jest pan szewcem z zawodu?“ spytał pan Lorry, patrząc na niego badawczo.
Błędne oczy spojrzały bezradnie na Defarge’a, jakby z prośbą, by odpowiedział za niego na to pytanie. Ponieważ jednak stamtąd nie przyszła pomoc, zaczęły błądzić po ziemi i wreszcie podniosły się na pytającego.
„Czy jestem szewcem z zawodu? Nie, nie byłem z zawodu szewcem. Nauczyłem się szewctwa... tutaj. Sam się nauczyłem, prosiłem o pozwolenie...“
Znowu zapadł w bezmyślną zadumę i poruszał rękami jak poprzednio. Po jakimś czasie oczy jego spoczęły na twarzy, od której się oderwały. Teraz odezwał się głosem czło-