„Ciężka to rzecz, gdy prawo każe tak oporządzać człowieka, proszę pana! Ciężka, gdy zabija, ale tak oporządzać, to jeszcze cięższa!“
„Wcale nie“, odpowiedział stary. „Powinniście mówić z szacunkiem o prawie! Uważajcie na swoje gardło i na swój głos, a niech się Prawo troszczy o siebie! Radzę wam!“
„To wilgoć spadła mi na gardło i na piersi, proszę pana“, powiedział Jerry. „Niech pan sam osądzi, jakie ja mam nędzne życie!“
„No, dobrze, dobrze. Każdy z nas zarabia na życie jak może! jedni na sucho, drudzy na wilgotno! Oto list! idźcie już!“
Jerry wziął list, mruknął do siebie, nie zważając na to, że mógł się wsypać swoją uwagą: „Stary idjota!“ ukłonił się i przechodząc poinformował syna, dokąd się udaje, poczem ruszył w drogę.
W owych czasach wieszano w Tyburn. Ulice nazewnątrz od Newgate nie posiadały więc jeszcze owej złej sławy, która później przylgnęła do nich. Więzienie było okropnem miejscem, gniazdem rozpusty i upadku, do którego wdzierały się najgorsze choroby zakaźne i nieraz się zdarzało, że z ławy oskarżonych przechodziły na samego sędziego, zrzucając go z jego stolca. Bywało czasem, że sędzia w czarnej todze skazywał nietylko podsądnego ale i siebie na śmierć, a nawet umierał pierwszy. Pozatem więzienie Old Bailey znane było, jako rodzaj przedśmiertnej stacji, z której bladzi podróżni nieustannie odjeżdżali w karetach i furgonach na tamten świat: ze dwie i pół mili przez ulice i publiczne gościńce, na postrach dla poczciwych obywateli, jeżeli się jaki przypadkiem nawinął.
Znane też było więzienie Old Bailey z pręgierza, mądrej i wypróbowanej instytucji, zadającej takie kary, których rozciągłości i skutków nikt nie mógł przewidzieć. Była tam też niezmiernie użyteczna izba tortur, również stara i cenna instytucja, wpływająca kojąco na charakter człowieka. Wobec szerokiego rozgałęzienia cechu morderców, nie brakło i innych fragmentów mądrości naszych przodków, systematycznie doprowadzających do najgorszych, bo popełnianych za pieniądze zbrodni, jakich można było pod słońcem dokonać. W rezultacie Old Bailey było w owym czasie żywym obrazem słów, że „cokolwiek się stanie, stanie się słusznie“, aforyzmu, który byłby bez żadnej wartości, gdyby nie zawierał w sobie niepokojącej prawdy, że cokolwiek się stało, nie stało się źle.
Torując sobie drogę przez zdziczały tłum, rozsypany po tej arenie straszliwych czynów, z miną człowieka przywykłego do spokojnego załatwiania interesów, Cruncher odszukał drzwi i przez okienko podał list do pana Lorry.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/059
Ta strona została skorygowana.