W owych czasach ludzie płacili za prawo oglądania widowiska w Old Bailey, jak płacili za wstęp na widowisko w Bedlam — z tą różnicą, że te pierwsze były o wiele kosztowniejsze. Dlatego wszystkie wejścia do Old Bailey były pilnie strzeżone — z wyjątkiem, oczywiście, tych gościnnych drzwi, któremi wchodzili przestępcy — te były zawsze szeroko otwarte.
Po pewnej zwłoce i wahaniu drzwi poruszyły się ciężko na zawiasach i pan Jerry Cruncher zdołał wśliznąć się do wnętrza.
„Co teraz?“ zapytał szeptem pierwszego człowieka, który stał obok niego.
„Jeszcze nic!“
„A co będzie?“
„Sprawa o zdradę“.
„Ćwiartowanie?“
„A!“ odrzekł tamten z zachwytem. „Przybijają go do płotu — niech sobie trochę powisi! — potem ściągną go z powrotem i w jego oczach rozpłatają mu brzuch! Następnie wyjmą mu wnętrzności i spalą — będzie mógł na to patrzeć! Wreszcie zdejmą mu głowę i poćwiartują go! Tak się ginie za zdradę!“
„Uznali, że winien, chce pan przez to powiedzieć?“ dodał Jerry ostrożnie.
„Och, z pewnością dowiodą mu winy! Niech się pan o to nie boi“, odparł tamten.
Tu uwagę pana Crunchera zwrócił woźny, który przeciskał się do pana Lorry z listem w ręku. Pan Lorry siedział za stołem, miedzy panami w perukach: niedaleko gentlemana w peruce oznaczającej obrońcę, który miał przed sobą plikę papierów, i prawie naprzeciw innego gentlemana w peruce, z rękami w kieszeni, którego uwaga, (jak to kilkakrotnie stwierdził pan Cruncher), skupiona była na suficie sali sądowej. Jerry zakasłał głośno, potarł podbródek, potem zaczął machać ręką, chcąc w ten sposób zwrócić uwagę pana Lorry, który podniósł się, a dojrzawszy Crunchera, kiwnął mu spokojnie głową i usiadł z powrotem.
„Cóż ten ma wspólnego ze sprawą?“ zapytał gentleman, z którym pan Cruncher rozmawiał poprzednio.
„Niech mię djabli, jeśli wiem!“
„A co pan ma z tem wspólnego, jeśli wolno zapytać?“
„Niech mię diabli, jeżeli i ja wiem!“
Wejście sędziego, które wywołało w sali sądowej silne poruszenie i zamieszanie, przerwało ten dialog. Nagle ława oskarżonych stała się głównym punktem zainteresowania. Dwaj strażnicy, którzy tam stali, wyszli, wrócili z oskarżonym i podprowadzili go do bariery.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/060
Ta strona została skorygowana.