„Już przedtem wspominał pan o tem. My, ludzie interesu, będący na usługach Domu, nie jesteśmy panami siebie. Musimy myśleć o banku więcej niż o sobie“.
„Wiem, wiem“, niedbale powiedział pan Carton. „Niech pan nie bierze sobie moich słów do serca, panie Lorry. Jest pan taki dobry, jak inni, nawet pewnie lepszy“.
„Doprawdy, mój panie“, powiedział pan Lorry, wcale nie obrażony, „nie wiem, co to pana obchodzi. Pozwoli pan sobie powiedzieć — jestem od pana tyle starszy — że nie rozumiem, co ma pan wspólnego z memi interesami!“
„Z interesami!“ zawołał Carton. „Ależ, mój panie, ja nie mam żadnych interesów“.
„Szkoda“.
„I ja tak myślę“.
„Gdyby miał pan interesy“, rzekł pan Lorry, „możeby ich pan pilnował!“
„Niech Bóg ma pana w swojej opiece, ale myślę, że nie“, odrzekł pan Carton.
„A więc, mój panie“, powiedział pan Lorry, zirytowany jego obojętnością, „wiedz pan, że interes to rzecz pożyteczna i godna szacunku. A jeżeli interes wymaga czasami przemilczenia, dyskrecji, powściągliwości, to pan Darnay, młodzieniec szlachetnego serca, rozumie, że są po temu ważne powody. Dobranoc, panie Darnay. Niech Bóg ma pana w swej opiece! Mam nadzieję, że został pan przy życiu dlatego, by być szczęśliwy i bogaty. Lektyka!“
Może trochę zirytowany na siebie i na młodego adwokata, pan Lorry wtłoczył się do lektyki i kazał się nieść do banku. Carton, który pachniał portweinem i nie robił wrażenia człowieka zupełnie trzeźwego, roześmiał się i zwrócił do Darnaya:
„Dziwnie to, że los zetknął nas ze sobą! Dziwnie musi być panu, stać tak na bruku ulicznym w nocy, ze swoim sobowtórem“.
„Wciąż jeszcze nie zdaje mi się, że należę do tego świata“, odparł Karol Darnay.
„Wcale się panu nie dziwię. Do niedawna był pan jedną nogą na tamtym! Głos ma pan omdlewający...“
„Zaczynam obawiać się, że wogóle zemdleję...“
„Więc dlaczego u djabła nie zje pan obiadu? Ja się najadłem podczas gdy te bałwany deliberowały, do jakiego świata powinien pan należeć! Do tego czy do tamtego! Pozwoli pan, że mu pokażę najbliższą oberżę, gdzie można będzie zjeść dobry obiad“.
I ująwszy pod ramię Karola Darnay, zaprowadził go wdół Ludgate Hill i Fleet Street, poprzez tłum, do oberży. Wskazano im mały pokoik. Karol Darnay szybko odzyskał siły po smacznym obiedzie i doskonałem winie. Carton
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/077
Ta strona została skorygowana.