przysługę. Skierował rozmowę na ten temat i zaczął serdecznie dziękować.
„Nie potrzebuję podziękowań ani nie zasługuję na nie“, brzmiała niedbała odpowiedź. „Po pierwsze, nic nie zrobiłem. A po drugie — nie wiem, pocom to zrobił? Pozwoli pan, panie Darnay, że zadam panu jedno pytanie?“
„Chętnie! Niech choć w ten sposób odwdzięczę się panu za pańską przysługę“.
„Jak się panu zdaje, czy mam dla pana specjalną sympatię?“
„Doprawdy, panie Carton“, odrzekł Darnay niemile dotknięty. „Nie zadawałem sobie jeszcze tego pytania“.
„Więc niech je pan sobie zada teraz“.
„Postąpił pan tak, jakby miał pan do mnie sympatję. Ale sądzę, że jest przeciwnie“.
„I ja tak sądzę“, odrzekł Carton. „Zaczynam mieć wysokie pojęcie o pańskiej inteligencji“.
„Niemniej jednak“, ciągnął Darnay, biorąc za dzwonek, „nie przeszkodzi to nam rozstać się w najlepszej zgodzie, jak również temu, żebym zażądał rachunku?“
„Ależ naturalnie! Nigdy w życiu!“ zawołał Carton. Darnay zadzwonił. „Płaci pan cały rachunek?“ a gdy Darnay skinął potakująco, „więc proszę o jeszcze jedną flaszkę! I zbudźcie mię o dziesiątej!“
Po zapłaceniu rachunku, Karol Darnay wstał, życząc Cartonowi dobrej nocy. Nie odpowiadając mu tem samem, Carton wstał również i spojrzał na Darnaya z wyrazem twarzy, w którym była pogróżka i nieufność:
„Ostatnie słowo, panie Darnay! Myśli pan, że jestem pijany?“
„Myślę, że pan pił, panie Carton!“
„Myśli pan? Przecież pan wie, że piłem!“
„Jeżeli chce pan koniecznie — więc wiem!“
„Więc musi się pan dowiedzieć dlaczego piłem. Jestem człowiekiem zjedzonym pracą, samotnym, rozczarowanym... Nie dbam o nikogo na świecie i nikt nie dba o mnie“.
„To smutne... Mógł pan lepiej użyć swoich talentów!“
„Może tak, panie Darnay, a może i nie. Ale niech się pan nie szczyci i nie wywyższa tem, że jest pan trzeźwy; niewiadomo, co czeka pana w życiu. Dobranoc!“
Zostawszy sam, wziął lichtarz, podszedł do lustra i jakiś czas przyglądał się sobie badawczo.
„Lubisz tego człowieka?“ zapytał swe odbicie. „Dlaczego miałbyś specjalnie lubić jego sobowtóra? Nie masz w sobie nic, coby można polubić. Wiesz o tem dobrze! Żeby cię wszyscy djabli! Coś ty ze sobą zrobił?! Też powód przyczepić się do człowieka po to, by ci przypomniał, jak
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/079
Ta strona została skorygowana.