Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/092

Ta strona została skorygowana.

domów spoglądały na nich, a liście platana szeptały tajemniczo nad ich głowami.
Ale setki ludzi wciąż nie nadchodziły. Nadszedł pan Darnay, podczas sjesty pod platanem, ale pan Darnay był tylko jeden.
Doktór Manette przywitał go uprzejmie. Łucja również. Ale panna Pross zaczęła się nagle skarżyć na reumatyzm w głowie i w kościach, i poszła do swego pokoju. Panna Pross rzadko cierpiała na reumatyzm a swoje ataki nazywała „przykremi wyskokami“.
Doktór czuł się doskonale i wyglądał wyjątkowo młodo. W takich chwilach podobieństwo między nim a Łucją było bardzo wyraźne. Gdy siedzieli obok siebie, ona z główką opartą o jego ramię, przyjemnie było porównywać te dwie postacie.
Doktór mówił przez cały dzień o rozmaitych rzeczach z niezwykłem u niego ożywieniem.
„Czy widział pan już Tower, panie doktorze?“ zapytał Darnay, siadając pod platanem i w sposób naturalny podejmując rozmowę, która toczyła się na temat starych budynków w Londynie.
„Byliśmy tam z Łucją. Przypadkiem. Widzieliśmy dość, by stwierdzić, że jest to interesujący budynek. Nic więcej“.
„I ja tam byłem, jak państwo pewnie pamiętacie“, powiedział Darnay, czerwieniąc się nieco z irytacji, „w innym coprawda charakterze, który uniemożliwiał mi zwiedzenie Toweru. Opowiadano mi ciekawe rzeczy, kiedy tam byłem“.
„Co takiego?“ zapytała Łucja.
„Naprawiając tam coś, robotnicy natknęli się na starą, oddawna zapomnianą ciemnicę. Wewnętrzne ściany tej budowli pokryte były napisami, wydrapanemi przez więźniów — daty, nazwiska, skargi, modlitwy. W jednym kącie muru, jakiś wiezień, widocznie skazany na śmierć, wyrył na kamieniu, pewnie w ostatniej chwili, trzy litery. Wyryte były jakiemś nędznem narzędziem w pośpiechu, nieprawną ręką. Z początku czytano K. O. B. Ale przy bliższem badaniu okazało się, że to K. O. P. Nie znaleziono w spisach żadnego więźnia, którego nazwisko zaczynałoby się od tych liter, takiego więźnia nie znały również legendy, i po wielu bezowocnych próbach przestano się wkońcu zastanawiać, kto to mógł być. Wreszcie ktoś wpadł na myśl, że to nie początek nazwiska a słowo: Kop. Zbadano dokładnie ziemię pod tym kamieniem i znaleziono pod kamieniem, czy pod dachówką, czy też pod cegłą, garstkę zbutwiałych papierów, zmieszanych z próchnem jakiegoś skórzanego puzderka czy torebki. Co napisał ów nieznany więzień, tego nikt nigdy się nie dowie, ale musiał coś napisać i starannie ukryć przed dozorcą“.