Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/094

Ta strona została skorygowana.

„Panu może się to wydać niczem. Takie fantazje są, zdaje mi się, ciekawe tylko dla tych, kto je wymyśli... trudno to opowiedzieć! Czasami siadywałam tu tak długo, aż udało mi się wyłowić wszystkie echa tych kroków, które przechodzą przez nasze życie“.
„Jeżeli tak — to kiedyś przez nasze życie przejdzie wielki tłum“, powiedział Sydney Carton obojętnie a zarazem posępnie.
Kroki nie ustawały, a z każdą chwilą pośpiech ich zwiększał się coraz bardziej. Róg ulicy odbijał echa i echa ech. Niektóre już pod oknami. Inne w pokoju. Jedne, to echa kroków biegnących; inne — idących; inne zatrzymywały się nagle. Wszystkie dochodziły z dalekich ulic, ale żadnego przechodnia nie było widać.
„Czy te wszystkie kroki przejdą przez życie każdego z nas, czy też mamy się niemi podzielić? Jak pani sądzi, panno Manette?“
„Nie wiem, panie Darnay! Uprzedziłam pana, że to dziecinna fantazja, ale pan chciał koniecznie ją poznać. Nadsłuchując tych kroków, byłam sama i wyobrażałam sobie, że to kroki ludzi, którzy przejdą przez życie moje i mego ojca“.
„Biorę te kroki na mnie i na moje życie!“ powiedział Carton. „Nie zadaję żadnych pytań, nie robię żadnych zastrzeżeń. Jakiś wielki tłum wali na nas, panno Manette, i, widzę to — przy świetle Błyskawic!“ Te ostatnie słowa dodał gdy błyskawica oświetliła jego sylwetę rysującą się na oknie.
„Słyszę je!“ zawołał. „Idą szybkie, okrutne, nieubłagane...“
Słowami temi uzmysławiał szum i wycie deszczu, ale przestał mówić, gdyż deszcz zagłuszał wszystkie inne głosy. Razem z kroplami runęła potężna burza z błyskawicami i piorunami, a deszcz, łyskanie i pioruny nie ustawały do późnej nocy, aż wzeszedł księżyc.
Wielki zegar na kościele Świętego Pawła wybił pierwszą, kiedy pan Lorry, w towarzystwie Jerry, ubranego w długie buty i świecącego latarką, puścił się w powrotną drogę do Clerkenwell. Między Soho i Clerkenwell były miejsca niezamieszkałe i puste, pan Lorry kazał więc zawsze przychodzić po siebie Jerry’emu, chociaż zazwyczaj powrót odbywał się o dwie godziny wcześniej.
„Co za noc, Jerry!“ powiedział pan Lorry. „W taką noc i umarli nie uleżą w grobie“.
„Nigdy mnie z nocą nic nie łączyło i, mam nadzieję, że nigdy mnie łączyć nie będzie. Co mnie noc obchodzi?“ powiedział Jerry.