Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/113

Ta strona została skorygowana.

„Ha!“ zawołał markiz, oglądając się po zbytkownie urządzonym pokoju.
„Oczom wydaje się to wcale piękne. Ale gdy się ogląda to w całej jego nagości, przy słońcu, przy świetle dziennem, widzi się, że jest to tylko bastjon zniszczenia, długów, krzywd, głodu, podatków, ździerstwa, cierpień, niedostatku i nagości!“
„Ha!“ powtórzył markiz z zadowoleniem.
„Jeżeli ziemia ta przejdzie kiedy na mnie, oddam ją w ręce, które potrafiłyby uwolnić ją (jeżeli coś takiego jest możliwe) od uciskającego ją brzemienia, by ci nieszczęśliwi, którzy nie mogą jej opuścić, i którzy byli ciemiężeni do ostatnich granic, w drugiem przynajmniej pokoleniu mogli mniej cierpieć. Ale to nie dla mnie. Klątwa wisi nad tą ziemią i nad całym krajem“.
„A ty?“ zapytał stryj. „Wybacz mi moją ciekawość; jak ty zechcesz łaskawie żyć razem ze swoją nową filozofją?“
„Będę musiał robić to“, odrzekł bratanek, „co czeka wszystkich moich ziomków, nawet tych, którzy dźwigają teraz tytuły na karku — pracować!“
„W Anglji, przypuszczam?“
„Tak. Pracując w tym kraju nie uchybię honorowi rodziny. Nazwisko rodzinne nie ucierpi z mego powodu, w żadnym innym kraju, bo tam już go nie noszę“.
Dzwonek był znakiem, by oświetlono sąsiednią sypialnię. Błyszczała teraz jasno przez otwarte drzwi. Markiz spojrzał w tamtą stronę i słuchał milknących kroków lokaja.
„Anglja cię pociąga. To zrozumiałe gdy się weźmie pod uwagę, jak cię tam potraktowano“, zauważył, zwracając spokojną twarz w stronę bratanka.
„Powiedziałem już, markizie, że to potraktowanie zawdzięczam tobie. Poza tem — jest ona moją ucieczką!“
„Oni mówią, ci chełpliwi Anglicy, że jest ucieczką dla wielu. Czy poznałeś pewnego naszego rodaka, który tam znalazł schronienie? Doktora?
„Tak“.
„I córkę?“
„Tak“.
„Tak“, powiedział markiz. „Jesteś zmęczony. Dobranoc“.
Gdy markiz pochylał głowę w dworskim ukłonie, zagadkowy uśmiech rozchylił jego wargi. Było też coś zagadkowego w jego słowach, co niemile dotknęło młodzieńca. Jednocześnie równe linje brwi, równe, wąskie usta i zmarszczki koło nosa wykrzywiły się w sposób sarkastyczny, który miał w sobie coś djabolicznego.
„Tak“, powtórzył markiz. „Doktór z córką. Tak. To początek nowej filozofii. Jesteś zmęczony. Dobranoc!“