przed sobą, człowieka zgubionego, pijaka, nędzarza, człowieka straconego — człowieka, który uszczęśliwiony wyznaniem pani wiedziałby i czuł dobrze, że doprowadziłby panią do nędzy, do nieszczęścia, do upadku, że sponiewierałby panią, zbezcześcił! Wiem bardzo dobrze, że pani nie może mieć dla mnie żadnego uczucia. Nie proszę panią o uczucie. Jestem nawet wdzięczny, że mię pani nie może kochać“.
„Czy inaczej nie mogę uratować pana, panie Carton? Czy nie mogę — niech mi pan raz jeszcze wybaczy — sprowadzić pana na lepszą drogę? Czyż niczem nie mogę odpłacić panu za pańskie zwierzenia? Wiem, że to było zwierzenie“, skromnie dodała po krótkiem wahaniu, z oczyma pełnemi łez. „Wiem, że nie powiedziałby pan tego nikomu. Czyż nie mogę obrócić tego na dobre dla pana, panie Carton?“
Potrząsnął głową.
„Nie. Nie, panno Manette, nic pani nie może dla mnie zrobić. Jeżeli zechce mię pani jeszcze trochę wysłuchać — to zrobi pani wszystko co może pani zrobić dla mnie. Pragnę, by pani wiedziała, że była pani ostatnim snem mojej duszy! Pomimo upadku, nie upadłem tak nisko, by widok pani i ojca pani i waszego domu, który potrafiła pani zrobić prawdziwym domem, żeby to wszystko nie zbudziło we mnie dawnych cieni, o których myślałem, że nazawsze umarły. Od kiedy panią poznałem, czuję wyrzuty, których, myślałem, nigdy już czuć nie będę, słyszę głosy wzywające mię naprzód, a myślałem, że umilkły na wieki. Mam jakieś niejasne pragnienie walki, dokonania czegoś, zaczęcia czegoś od początku, wyzwolenia się z więzów gnuśności i rozpusty! Chciałbym znów walczyć jak dawniej! Sen, tylko sen, który kończy się niczem, który zostawia śpiącego tam, gdzie spał, ale pragnę, by się pani dowiedziała, że to pani natchnęła mię tym snem!“
„Czyż sen ten minie bez śladu?! Och, panie Carton, niech pan raz jeszcze pomyśli! Niech pan raz jeszcze spróbuje zacząć!“
„Nie, proszę pani. Wiem dobrze, że to wszystko do niczego nie doprowadzi. A jednak byłem na tyle słaby i jestem na tyle słaby, by pragnąć, aby pani dowiedziała się, jaką władzę ma pani nade mną; że z garstki popiołu, jaką jestem, zmieniam się w płomień, w płomień, który, niestety, nie da się oddzielić od mojej natury, który nikomu nie przyświeca, nikogo nie grzeje, żadnego pożytku nikomu nie przynosi i pali się niepotrzebnie“.
„Skoro nieszczęściem mojem było, że uczyniłam pana jeszcze bardziej nieszczęśliwym, niż był pan, panie Carton...“.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/134
Ta strona została skorygowana.