„Nie wiem“, odrzekł tamten, co nie przeszkodziło mu przyłożyć rąk do ust i wrzeszczeć z całym zapałem, jak mógł najgłośniej:
„Szpiedzy! Hu, ha! Szpiedzy!“
Wreszcie jakaś osoba, bardziej obznajmiona ze sprawą, nawinęła się panu Cruncherowi pod rękę, i od tej osoby pan Cruncher dowiedział się, że chowają niejakiego Rogera Cly.
„Czy to był szpieg?“ spytał pan Cruncher.
„Szpieg z Old Bailey!“ odrzekł informator. „Hu, ha! Szpieg na usługach Old Bailey!“
„Ano tak“, powiedział pan Cruncher, przypomniawszy sobie proces, na którym był obecny, „Widziałem go tam! Umarł?“
„Umarł jak pies!“ powiedział tamten. „Takiemu to i śmierci mało! Pokazać go: Szpiedzy! Wyciągnąć go! Szpiedzy!“
Pomysł ten był tak ponętny wskutek zupełnego braku w nim sensu, że tłum podjął go radośnie, i wrzeszcząc, że należałoby ich wyciągnąć i wyrzucić, tak ciasno otoczył oba wozy, że musiały wreszcie stanąć. Gdy tłum otworzył drzwiczki pojazdu pogrzebowego, jedyny żałobnik, który nim jechał, wyskoczył, i na chwilę znalazł się w rękach napastników. Był jednak tak żwawy i tak potrafił wykorzystać czas, że już w chwilę później uciekał jakimś zaułkiem, porzuciwszy płaszcz, kapelusz, długą wstęgę z krepy, białą chustkę i inne symbole żałoby.
Przedmioty te tłum porwał w kawały i z oznakami niezmiernej radości rozrzucił szeroko i daleko, gdy tymczasem kupcy pośpiesznie zamykali sklepy, w tych bowiem czasach tłum nie wzdragał się przed niczem i był potworem budzącym powszechny strach. Już zabierano się do otwarcia karawanu i wyjęcia trumny, gdy inny, jakiś weselszy duch, zaproponował zamiast tego odeskortować nieboszczyka na miejsce przeznaczenia, co przyjęto z zapałem. Ponieważ jakiegoś praktycznego planu bardzo tu brakowało, projekt ów został przyjęty przez aklamację; do powozu wsiadło z ośmiu ludzi, nazewnątrz usiadło z sześciu, zaś na dach wgramoliło się tylu, ile się tylko mogło pomieścić. W pierwszych szeregach tych ochotników znalazł się i Cruncher we własnej osobie, który z właściwą mu skromnością ukrył głowę, by nie dostrzeżono go z banku Tellsona, i wtulił się w najciaśniejszy kąt pojazdu.
Towarzysząca trumnie służba pogrzebowa sprzeciwiała się trochę owej zmianie ceremoniału, ale ponieważ rzeka znajdowała się niedaleko, a z tłumu zaczęto krzyczeć, że zimna kąpiel potrafi doskonale odświeżyć i przyprowadzić tych panów do rozsądku, protest był słaby i krótkotrwały. Przefasonowany w ten sposób pochód ruszył naprzód; kara-
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/138
Ta strona została skorygowana.