snemi myślami. Najbardziej nawet pobożna osoba nie przypisuje takiej mocy szczerej modlitwie, jaką przypisywał pan Cruncher modłom swojej małżonki. Było to tak, jakby człowiek nie wierzący w duchy bał się historii o duchach.
„I zapamiętaj sobie!“ powiedział pan Cruncher. „Żadnych fochów jutro żeby mi nie było! Jeżeli ja, uczciwy kupiec, przynoszę do domu kęsek lub dwa mięsa, to żadnych mi tu fochów, że się niby nie chce tego tknąć, albo że się woli suchy chleb! Jeżeli ja, uczciwy kupiec, stawiam piwo, nie udawać, że się woli wodę! Jeżeli jesteś w Rzymie, musisz żyć jak Rzymianie. Rzym da ci się we znaki, jeżeli tego nie rozumiesz! Ja jestem twoim Rzymem!“
Poczem gderał dalej:
„I to kręcenie nosem na wszystko, co jest do picia i do żarcia! Sam już nie wiem, jak cię mam nastraszyć, żebyś nie zatruwała nam jedzenia i picia swemi głupiemi modlitwami i bezdusznem postępowaniem. Spojrzyj na swego syna: bo chyba to twój syn, co? Cienki jak nitka. Nazywasz siebie matką, a nie wiesz, że pierwszym obowiązkiem matki jest dbać o syna?!“
To dotknęło młodego Jerry w czułe miejsce. Zwrócił się do matki z żądaniem, żeby spełniła swój pierwszy obowiązek, oraz wymówił jej wszystko, co zrobić powinna i czego zaniedbuje, zwłaszcza zaś radził jej przyłożyć starań do spełnienia owej pierwszej funkcji macierzyńskiej, którą tak delikatnie i wyraźnie przypomniał jej ojciec.
Tak mijał wieczór w rodzinie Cruncherów, aż wreszcie kazano młodemu Jerry udać się na spoczynek. Matka, otrzymawszy taki sam rozkaz, również musiała go spełnić. Pan Cruncher skracał sobie fajeczką pierwsze godziny nocne, a wybrał się na wyprawę dopiero z wybiciem pierwszej. O tej ponurej godzinie duchów wstał z fotela, wyjął z kieszeni klucz, otworzył zamkniętą szafę, i wyciągnął z niej worek, potężnych rozmiarów drąg żelazny, łańcuch i inne przyrządy rybackie tej samej natury. Ostrożnie zapakował te narzędzia, rzucił ostatnie nieufne spojrzenie pani Cruncher, zgasił światło i wyszedł z pokoju.
Młody Jerry, który tylko udał, że się rozbiera, gdy szedł spać, wymknął się teraz wślad za ojcem. Pod osłoną ciemnej nocy wyszedł za nim z pokoju, zeszedł po schodach, minął dziedziniec i wyszedł na ulicę. Nie bał się, że nie będzie się mógł dostać z powrotem do domu: dom był bardzo zamieszkały i drzwi otwarte całą noc.
Podniecony szlachetną ambicją studiowania sposobów tajemnic uczciwego zawodu swego rodzica, młody Jerry, trzymając się tak blisko murów i ścian, jak blisko oczy jego trzymały się siebie, wciąż miał na widoku swego czcigodnego ojca. Czcigodny ojciec podążał w kierunku północnym,
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/141
Ta strona została skorygowana.