doku, że znów puścił się galopem i nie zatrzymał prędzej aż przebiegł dobrą milę a może i więcej.
I tu nie byłby stanął, gdyby nie był musiał zaczerpnąć oddechu. Był to bowiem jakiś wyścig z upiorami i rzecz zrozumiała, że Jerry chciał to już mieć za sobą. Dręczyła go uparta myśl, że goni go trumna. Wyobraża sobie, że skacze ona za nim na swoim węższym końcu i już go chwyta... skacze tuż obok niego... może chwyta za ramię... takiego prześladowcy trudno się pozbyć! Był to natrętny, wszechobecny nieprzyjaciel, grozą wypełniający całą noc dokoła chłopca; Jerry pędził więc aleją, unikając ciemnych ścieżek bocznych, z których wysuwała się straszliwa trumna, podskakując jak opuchły smok bez ogona i skrzydeł! Kryła się ona w bramach, ocierając się o odrzwia swojemi potwornemi ramionami i podnosząc je do góry, jakby zanosiła się od śmiechu. Czyhała w cieniach przydrożnych i kładła się cicho na grzbiecie, by się przez nią przewrócił. A przez cały zaś czas nieustannie skakała i biegła za chłopcem, aż dobiegł do drzwi mieszkania, prawie nieżywy ze strachu. Ale nawet i wtedy nie opuściła go, ale szła za nim po schodach i wlazła za nim do łóżka, i spadła mu, martwa i ciężka, na piersi, gdy zasypiał.
Z ciężkiego snu zbudziła młodego Jerry późną nocą, a na długo przed wschodem słońca, obecność ojca w pokoju rodzinnym. Coś musiało mu się nie udać. Przynajmniej tak wymiarkował młody Jerry widząc, że ojciec trzyma matkę za uszy i wali tyłem jej głowy o łóżko.
„Zapowiedziałem ci“, powtarzał pan Cruncher, „i masz teraz!“
„Jerry! Jerry! Jerry!“ błagała małżonka.
„Robisz wszystko, by się nam nie udało, a ja i moi wspólnicy mamy cierpieć za ciebie!“ powiedział Jerry. „Masz mnie szanować i słuchać! Dlaczego, u djabła, nie robisz tego?“
„Staram się być dobrą żoną“, mówiła nieszczęśliwa ze łzami.
„Czy to znaczy być dobrą żona, gdy robi się wszystko wbrew interesom męża? Czy to znaczy szanować męża, gdy się hańbi jego interes? Czy to znaczy słuchać męża, gdy się mu nie pomaga w jego najważniejszych sprawach?!“
„Wtedy nie zajmowałeś się tym strasznym przemysłem, Jerry!“
„Twoja rzecz“, powiedział pan Cruncher „być żoną uczciwego kupca, i nie zaprzątać sobie swego babskiego rozumu kalkulacjami, kiedy uprawiam jaki zawód, a kiedy nie! Przyzwoita i posłuszna żona nie wtrącałaby się do jego interesów. Ty nazywasz siebie kobietą wierzącą?! Jeżeli ty jesteś wierząca, to pokaż mi niewierzącą! Masz akurat tyle
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/143
Ta strona została skorygowana.