Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/154

Ta strona została skorygowana.

„Chyba tak, madame“.
„Widziałeś dzisiaj i lalki, i ptaki!“ powiedziała pani Defarge, ruchem reki wskazując miejsce, gdzie zniknął orszak. „A teraz chodźmy do domu!“


Rozdział szesnasty.
Wciąż przy drutach.

Madame Defarge i jej pan małżonek wrócili w zgodzie na łono Świętego Antoniego, zaś okruch ludzki w niebieskiej czapie na głowie brnął przez mrok i pył, przez aleje i boczne drogi w kierunku, w którym kompas wskazywał château pana markiza, (obecnie spoczywającego w grobie) zasłuchany w szum drzew. Tyle wolnego czasu miały teraz kamienne twarze na słuchanie szumu liści i szmeru fontanny, iż nieliczni mieszkańcy wioski, którzy w poszukiwaniu jadalnych traw i suchych gałęzi na opał zapuszczali się aż do miejsca, skąd widać było kamienny dziedziniec i kamienne schody, upierali się przy fantastycznem twierdzeniu, wylęgłem w ich wygłodzonych mózgach, że wyraz twarzy masek zmienił się. Po wiosce krążyły słuchy (a wiodły one tam tak ciche i mizerne życie, jak jej mieszkańcy), że gdy nóż uderzył w serce, twarze zmieniły się: z dumnych stały się gniewne i bolesne. Mówiono również, że gdy wysoka postać zawisła czterdzieści stóp nad studnią, twarze zmieniły się znowu: nabrały mściwej radości, że są pomszczone i wyraz ten utrzymają po wsze czasy. Na kamiennem obliczu nad wielkiem oknem sypialni markiza (w której popełniono mord), pokazywano sobie teraz dwa wyraźne zagłębienia w pięknie rzeźbionym nosie, które wszyscy poznali, a których nikt przedtem nie widział. A gdy w tłumie znalazło się dwóch, czy trzech obdartych śmiałków, którzy chcieli spojrzeć w twarz skamieniałego markiza, natychmiast pogroził im kościsty palec, co wystarczyło, by rozpierzchli się po trawie i mchu, jak szczęśliwsze od nich zające, które tam znajdowały pożywienie.
Château i chałupy, kamienne oblicza i wisząca postać, czerwona plama na kamieniach i czysta woda w studni wiejskiej — tysiące akrów ziemi — cała prowincja — cała Francja spoczywała pod nocnem niebem skoncentrowanem w ledwie dostrzegalną, wąską pręgę. Tak cały świat, z całą swoją wielkością i całą swoją małością, spoczywa w migającej gwieździe. I jak wiedza ludzka rozszczepić potrafi promień światła i zanalizować jego części składowe, tak każda wyższa inteligencja potrafi ze słabego migotania naszej planety wyczytać każdą myśl i każdy czyn, każdą zbrodnię i każdą cnotę żyjących na niej odpowiedzialnych jednostek.
Państwo Defarge, mąż i żona, dojechali w świetle gwiazd swym wynajętym wehikułem do bram Paryża, będących