naturalnym kresem ich podróży. Koło bariery wartowni zatrzymano ich jak zwykle i jak zwykle zabłysły latarnie, by, jak zwykle, badać i kontrolować podróżnych. Monsieur Defarge wysiadł: znał on jednego czy dwóch żołnierzy i jednego policjanta, z którym żył w przyjaźni, serdecznie więc uścisnęli się.
Kiedy Święty Antoni znów otoczył Defarge’ów swojem ponurem skrzydłem, a małżonkowie, wysiadłszy koło rogatki imienia tego Świętego, resztę drogi zaczęli przebywać piechotą, przez gęste błoto i śmiecie zalegające ulice, madame Defarge odezwała się do męża:
„Powiedz mi, mój drogi, co ci powiedzieli Jakóbi policyjni“
„Tym razem niewiele, ale wszystko, co wiedzieli. Naznaczono nowego szpiega na naszą dzielnicę. Może jest ich więcej, ale on wie o jednym“.
„A, dobrze!“ powiedziała pani Defarge z chłodnem zainteresowaniem podnosząc brwi. „Trzeba go zarejestrować. Jak go zwą?“
„To Anglik“.
„Tem lepiej. Nazywa się?“
„Barsad“, powiedział Defarge, wymieniając nazwisko z francuska Ale tak bardzo starał się wymówić je dokładnie, że przesylabizował je bez błędu.
„Barsad. Dobrze“, powtórzyła madame. „A imię?“
„John“.
„John Barsad“, powtórzyła raz jeszcze madame, kilkakrotnie powtórzywszy to sobie szeptem. „Dobrze. Jak wygląda — czy wiadomo?“
„Wiek około czterdziestki; wzrost około pięciu stóp i dziewięciu cali; czarne włosy; cera ciemna; naogół dość przystojny; oczy czarne; twarz ściągła, szczupła, blada; nos orli, ale nierówny, ze specjalną inklinacją do lewego policzka. Wobec tego wyraz ponury“.
„Słowo daję! To się nazywa sportretować!“ powiedziała madame ze śmiechem. „Jutro będzie zarejestrowany“.
Skręcili do winiarni, już zamkniętej (była północ), gdzie madame natychmiast zajęła swoje stanowisko za ladą, policzyła drobne kwoty, które wpłynęły podczas jej nieobecności, zbadała zapas wina, przejrzała rachunki, sama je wpisała, na wszelkie możliwe sposoby skontrolowała służącego wreszcie pozwoliła mu iść spać. Potem raz jeszcze przeliczyła pieniądze i zaczęła je wiązać w szereg węzełków, by bezpiecznie przechować je przez noc. Przez cały ten czas Defarge przechadzał się po izbie, z zachwytem patrząc na żonę, ale, jak zawsze, do niczego się nie wtrącał. Prawdę mówiąc, jeśli chodziło o interesy i sprawy domowe, to Defarge przespacerował tak całe życie.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/155
Ta strona została skorygowana.