Noc była parna, a w winiarni, otoczonej zewsząd natłoczonym dokoła, brudnemi domami, panował zaduch. Pan Defarge nie posiadał szczególnie delikatnego zmysłu powonienia, ale tej nocy zapach wina, podobnie jak rumu, wódki i anyżówki wydał mu się bardziej dokuczliwy; odkładając wypaloną fajkę, zdmuchnął z nosa nieznośną woń.
„Jesteś zmęczony“, powiedziała pani Defarge, podnosząc głowę z ponad węzełków z pieniędzmi. „To zwykłe zapachy“.
„Jestem trochę zmęczony“, przyznał małżonek.
„Jesteś też trochę przygnębiony“, powiedziała madame, której bystre oczy nigdy nie były do tego stopnia zajęte rachunkami, by od czasu do czasu nie spojrzały na męża. „Och mężczyźni, mężczyźni!“
„Ależ, moja droga...“ zaczął Defarge.
„Ależ, moja droga“, powtórzyła madame, kiwając znacząco głową, „ależ, moja droga! Serce dziś w tobie osłabło, mój drogi!“
„No dobrze“, przyznał Defarge, jak gdyby wyrwała mu te słowa z piersi. „Tyle jeszcze czasu!“
„Rzeczywiście, tyle czasu“, odrzekła żona. „Ale na cóż nie potrzeba czasu? Zemsta i odwet wymagają dużo czasu! Takie już prawo!“
„Ale na to, by człowieka raził piorun, nie trzeba czasu“, powiedział Defarge.
„A ileż czasu potrzeba“, spokojnie powiedziała madame, „by powstał i zapalił się piorun? Jak sądzisz?“
Defarge podniósł w zadumie czoło, jak gdyby w tych słowach było coś zastanawiającego.
„Nie dużo trzeba czasu“, ciągnęła madame „by trzęsienie ziemi rozwaliło wieżę. Prawda? Ale ileż trzeba czasu, by przygotować trzęsienie ziemi?“
„Sądzę, że bardzo wiele“, odrzekł Defarge.
„Ale kiedy jest już przygotowane, wtenczas szaleje i zmiata z powierzchni ziemi wszystko, co napotka. Przedtem jednak tylko się przygotowuje nieustannie, chociaż o tem głucho. W tem nasza pociecha. Pamiętaj!“
Z błyszczącym wzrokiem zacisnęła węzeł, jak gdyby miała w rękach wroga.
„Powiadam ci“, mówiła madame z zapałem, wyciągając prawe ramię, „że chociaż długo idzie ono, to jednak idzie i nadejdzie. Powiadam ci, nigdy nie przystaje i nigdy się nie cofa! Powiadam ci, wciąż się posuwa! Spojrzyj dokoła i zastanów się jakie jest życie tego całego świata, który znamy, jak wyglądają twarze wszystkich ludzi, których znamy, jaka jest wściekłość i niezadowolenie, do której Jakóberja z godziny na godzinę przemawia coraz śmielej i odważniej! Czyż taki stan może wiecznie trwać? Chce mi się śmiać z ciebie!“
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/156
Ta strona została skorygowana.