Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

rejestru obok nazwiska tego podłego psa, który właśnie nas opuścił?!“
„Dziwniejsze rzeczy będą się działy, gdy przyjdzie czas“, odpowiedziała madame. „Mam ich tu obu na wszelki wypadek. I obaj na to zasłużyli. To wystarcza“.
Mówiąc to, zwinęła robotę i z za chustki, którą miała obwiązaną głowę, wyjęła różę. Czy Święty Antoni odgadł intuicyjnie, że tę ozdobę usunięto, czy też Święty Antoni czekał, aż ozdoba ta zniknie, dość że Święty zdobył się na odwagę i wkrótce potem zajrzał do winiarni, która stopniowo zaczęła przybierać swój zwykły wygląd.
„Ponieważ on to powiedział, więc pewnie zełgał“, odrzekła pani Defarge, podnosząc oczy. „Ale może to być i prawda“.
„Jeżeli tak...“ zaczął Defarge i urwał.
Wieczorem (o tej porze roku częściej jeszcze niż o innej), Święty Antoni miał zwyczaj wylegać przed domy, zasiadać na progach, u drzwi i na oknach, na rogach brudnych ulic i dziedzińców, aby odetchnąć świeżem powietrzem. O tej również porze pani Defarge chodziła z robótką w ręku od gromady do gromady, na plotki: misjonarka, jakich wtedy nie brakowało, a jakich świat nie powinien już więcej wychować. Wszystkie kobiety robiły na drutach. Robiły rzeczy bezużyteczne. Ale mechaniczna praca mechanicznie zastępowała jedzenie i picie. Ręce poruszały się zamiast szczęk i narządów trawiennych. Gdyby kościste palce nie ruszały się, żołądek dotkliwiej odczuwałby głód.
Ale wraz z palcami ruszały się oczy i myśli. A gdy pani Defarge przechodziła od jednej gromady do drugiej, palce, oczy i myśli poruszały się prędzej w gromadce kobiet, przy których stawała.
Mąż palił fajkę na progu, patrząc na nią z podziwem.
„Duża niewiasta“, mówił, „mocna niewiasta, wielka niewiasta, strasznie wielka niewiasta!“
Mrok zapadał, w kościołach dzwoniono, z oddali dochodziło bicie w bębny u Gwardii Królewskiej, a druty w palcach kobiet migały i migały. Noc otoczyła je. Ale krokiem równie pewnym zbliżała się inna noc, kiedy dzwony kościelne, bijąc tak słodko z tylu smukłych wież Francji, miały być przetopione na grzmiące działa, a bębny zagłuszyć ów głos nieszczęścia, — ta noc wszechpotężna, jak głos Mocy i Nadmiaru, Swobody i Życia. Tyle cisnęło się dokoła tych kobiet, które robiły na drutach, wciąż robiły, że one same cisnęły się dokoła niezbudowanego jeszcze rusztowania, przy którem miały siedzieć, robić na drutach, wciąż robić, — i liczyć spadające głowy.