„Trzewik spacerowy dla młodej damy“, szepnął, nie patrząc. „Dawno powinien być skończony. Trzeba skończyć“.
„Ależ, panie doktorze Manette! Niech pan spojrzy na mnie!“
Usłuchał jakoś mechanicznie, pokornie, nie przerywając roboty.
„Poznajesz mię, prawda, drogi przyjacielu? Pomyśl chwilę! Przecież to nie jest pańskie zwykłe zajęcie! Pomyśl, przyjacielu!“
Ale nic nie mogło zmusić doktora, by powiedział jeszcze słowo. Patrzał, gdy tego wymagano od niego, ale żadną perswazją niepodobna było wydobyć z niego słowa. Pracował, pracował bez przerwy, w milczeniu, a słowa padały na niego, jak padały na głuchą ścianę lub w powietrze. Jedynym promieniem nadziei było to, że czasami patrzał wgórę, gdy go o to nie proszono nawet. We wzroku tym taiło się coś, jakby zaciekawienie czy zmieszanie — jak gdyby doktór pragnął uporać się z pewnemi wątpliwościami w swoim umyśle.
Dwie przedewszystkiem rzeczy wydały się panu Lorry ważniejsze od innych: po pierwsze, że trzeba zachować to w tajemnicy przed Łucją, po drugie, że trzeba zachować to w tajemnicy przed wszystkimi innymi. W porozumieniu z panną Pross przedsięwziął natychmiastowe kroki, zmierzające ku wprowadzeniu w czyn tej ostatniej ostrożności, i kazał mówić wszystkim, że doktór jest chory i potrzebuje kilku dni zupełnego spokoju. Aby praktycznie zastosować środki ostrożności wobec panny Manette, panna Pross miała napisać do Łucji, że ojciec został wezwany w sprawach zawodowych, i powołać się na krótki list, napisany rzekomo przez niego, który sama własnoręcznie wysłała pocztą.
Tę środki ostrożności pan Lorry uważał za konieczne zastosować na wypadek, gdyby doktór wrócił do dawnego stanu. Jeżeliby się to stało niebawem, pan Lorry miał inne plany, chciał mianowicie w sprawie doktora zasięgnąć opinji pewnych uznanych powag.
W nadziei, że doktór wyzdrowieje i że ów trzeci środek będzie można wówczas praktycznie zastosować, pan Lorry postanowił czuwać nad nim troskliwie, jak najmniej się z tem zdradzając. Poczynił więc wszelkie potrzebne kroki, aby się zwolnić na jakiś czas u Tellsona — pierwszy raz w życiu! — i zajął stanowisko przy oknie w pokoju doktora.
Przekonał się wkrótce, że niewarto było mówić do doktora, widział bowiem, ile go to kosztuje. Już pierwszego dnia porzucił te usiłowania i rolę swą ograniczył do tego, żeby być zawsze obecnym przy doktorze, jako milczący protest przeciwko złudzeniu, któremu doktór się poddał lub
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/171
Ta strona została skorygowana.