„Jak długo trwał ten nawrót?“
„Dziesięć dni i nocy“.
„Jakie były objawy? To znaczy“, tu doktór znów spojrzał na swoje ręce, „czy były one w jakimkolwiek związku z poprzednim wstrząsem?“
„Tak jest“.
„Czy widział go pan kiedy“, ciągnął doktór cicho, ale dobitnie, „czy widział go pan kiedy w poprzednim stanie?“
„Raz jeden“.
„A podczas nawrotu... czy zachowywał się choć trochę... czy zupełnie podobnie jak wtedy?“
„Zdaje mi się, że zupełnie podobnie“.
„Wspomniał pan o jego córce... Czy córka wie o tym nawrocie?“
„Nie. Ukryto go przed nią, i mam nadzieję, że nie dowie się nigdy, ponieważ oprócz mnie, wie o tem jeszcze tylko jedna osoba, której również można ufać“
Doktór pochwycił jego dłoń i szepnął:
„Był pan bardzo dobry... bardzo subtelny...“ Pan Lorry oddał mu w milczeniu uścisk.
„Otóż, kochany doktorze“, zaczął po chwili pan Lorry, jak mógł najspokojniej i najserdeczniej, „jestem sobie zwykłym człowiekiem interesu i nie znam się na takich trudnych i złożonych rzeczach. Brak mi odpowiedniej wiedzy. Brak mi inteligencji. Muszę mieć kogoś ktoby mię prowadził. Niema na świecie człowieka, na którego zdaniu polegałbym tak, jak na pańskiem. Niech mi pan powie — co mogło spowodować ten nawrót? Czy istnieje obawa, że się powtórzy? Czy możnaby zapobiec temu? Jak należy się w takim wypadku zachować i czy mógłby zrobić cośkolwiek dla mego przyjaciela? Niema chyba na świecie człowieka, któryby z głębi serca tak pragnął pomóc przyjacielowi, jak ja pragnę! Ale nie wiem, jak postąpić w podobnym wypadku. Jeśli pańska wiedza, doświadczenie, inteligencja zechce udzielić mi odpowiednich wskazówek, zastosuję się do nich z całą ścisłością. Niekierowany przez nikogo, niedoświadczony, niewiele mogę. Proszę, niech mi pan to wytłumaczy! Niech mi pan pozwoli lepiej się w tem orjentować i powie co mam robić!“
Słysząc te poważne słowa, doktór Manette zamyślił się, pan Lorry zaś postanowił nie nalegać.
„Zdaje mi się“, powiedział doktór, z wysiłkiem przerywając milczenie „że pański chory przeczuwał nawrót, o którym pan wspomniał“.
„Czy bał się tego?“ zapytał pan Lorry.
„Bardzo“, odrzekł i wstrząsnął się mimowoli. „Nie ma pan pojęcia, jak takie przeczucie ciąży na umyśle chorego! I że mu bardzo trudno — prawie niepodobna — mówić o tem, co go dręczy“.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/007
Ta strona została skorygowana.