Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/010

Ta strona została skorygowana.

„Widzi pan“, powiedział doktór Manette zwracając się doń po chwili, „to tak trudno mówić o tem, co się podświadomie dzieje w mózgu tego człowieka. Był czas, kiedy tęsknił do tej pracy, kiedy ta praca była dla niego zbawieniem. Niewątpliwie praca ta sprawiała mu olbrzymią ulgę i, mogąc pracować rękoma, nie pracował — mózgiem. A w miarę, jak dochodził do większej wprawy, sprawnością rąk zastępował sprawność mózgu. Poprostu nie wyobrażał sobie, że mógłby żyć bez swego warsztatu. Nawet teraz, kiedy ma więcej wiary w siebie niż dawniej, nawet teraz, kiedy mówi o sobie z pewną ufnością, myśl, że mógłby potrzebować swego warsztatu i nie znaleźć go, napawa go strachem, jaki odczuwa tylko biedne, zabłąkane dziecko“. Kiedy podniósł oczy na pana Lorry, wyglądał jak takie właśnie dziecko.
„Ale może... wybacz pan, panie doktorze... jestem sobie zwykły człowiek interesu... mający do czynienia tylko z takiemi rzeczami jak gwineje, szylingi, banknoty — może usuwając ów warsztat usunie się jednocześnie owe natrętne myśli? Gdy zniknie warsztat, czy razem z nim nie zniknie strach? Jednem słowem, drogi panie Manette, czy zatrzymanie u siebie warsztatu nie jest koncesją na rzecz strachu?“
Znowu zapadło milczenie.
„Widzi pan“, lękliwie powiedział doktór, „przecież to taki stary przyjaciel...“
„Jabym go tam nie trzymał u siebie“, powiedział pan Lorry, którego stanowczość wzrastała w miarę jak czuł, że doktór waha się. „Radziłbym poświęcić przyjaciela. Chciałem zasięgnąć pańskiej rady w tym względzie. Jestem przekonany, że to szkodzi choremu. Poradź mi, doktorze, jak przystało na starego kochanego przyjaciela! Dla dobra córki, doktorze!“
Widać było, że doktór Manette stacza ze sobą ciężką walkę.
„Więc niech się stanie dla jej dobra. Pozwalam na to. Ale nie usuwałbym warsztatu w obecności pańskiego przyjaciela. Niech go zabiorą tak, żeby on tego nie widział. Niech po dokonanym fakcie dowie się, że stracił przyjaciela“.
Pan Lorry chętnie przystał na to i tem zakończył konferencję. Dzień spędzili poza miastem, co doskonale wpłynęło na doktora. W ciągu następnych trzech dni czuł się dobrze, a czwartego wyjechał, by odwiedzić Łucję i jej męża. Pan Lorry powiedział przyjacielowi, w jaki sposób wytłumaczył córce jego milczenie, doktór potwierdził to w liście, więc nie podejrzewała niczego.
Tego samego dnia wieczorem, kiedy doktór Manette opuścił Londyn, pan Lorry udał się do jego pokoju z młotkiem, siekierą, dłótem i piłą. Towarzyszyła mu panna Pross ze świecą w ręku. Zamknąwszy starannie drzwi, pan Lorry