wa się szerzej, rzuca Defarge’a z winiarni przez spuszczony most, poprzez zewnętrzne mury, między osiem wielkich baszt.
Tak nieokiełzana była siła oceanu niosącego Defarge’a, że dopóki nie wylądował na wewnętrznym dziedzińcu Bastylii, nie łatwiej było mu odwrócić głowę lub zaczerpnąć oddechu, niż gdyby walczył z odmętem Południowego Morza. Oparłszy się o wyłom w murze, zebrał się w sobie i obejrzał się. Jakób Trzeci stał tuż obok. Pani Defarge w otoczeniu niewiast stała opodal, z nożem w ręku. Wszędzie zamieszanie, tumult, podniecenie, oszałamiające i obłąkane zamieszanie, niebywały gwar i jakieś wściekłe porozumiewania się na migi.
„Więźniów!“
„Rejestry!“
„Tajemne cele!“
„Narzędzia tortur!“
„Więźniów!“
Ze wszystkich okrzyków i tysiąca bezsensownych haseł krzyk „Więźniów“ był tym, który najsilniej podchwyciło wlewające się do wnętrza morze, jak gdyby istniał bezkres ludzi, podobnie jak bezkres czasu i przestrzeni! Kiedy pierwsze fale przelały się, unosząc ze sobą dozorców więziennych, którym grożono natychmiastową śmiercią, jeżeli choć jedna cela zostanie ukryta, Defarge położył ciężką rękę na piersiach jednego z tych ludzi — człowieka z siwą głową, trzymającego w ręku zapaloną latarnię — oddzielił go od reszty i wcisnął między siebie i mur.
„Pokaż mi Wieżę Północną!“ powiedział Defarge. „Prędko!“
„Pokażę najdokładniej“, odrzekł tamten, „jeżeli zechce pan iść ze mną. Ale tam nikogo niema“.
„Co znaczy Sto Pięć, Wieża Północna? Prędko!“ pytał Defarge.
„Co znaczy, monsieur?“
„Czy to oznacza więźnia, czy miejsce uwięzienia? Czy chcesz, bym cię położył trupem?“
„Zabij go!“ zawołał Jakób Trzeci, który właśnie nadszedł.
„Monsieur, to cela!“
„Prowadź mię tam!“
„Tędy!“
Jakób Trzeci ze zwykłym swym żarłocznym wyrazem twarzy, najwyraźniej rozczarowany, gdyż powyższy djalog nie obiecywał przelewu krwi, trzymał się Defarge’a, gdy ten szedł za klucznikiem. Trzy ich głowy zbliżyły się do siebie podczas tej rozmowy, ale pomimo to z trudem tylko się rozumieli, tak straszliwy był zgiełk żywego oceanu w chwili, gdy się wdarł do twierdzy i zalał dziedzińce,
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/020
Ta strona została skorygowana.