„Ach, łaskawy panie były markizie! Gdzie jest emigrant?! We śnie pytam, gdzie jest?! Pytam Niebios, czy nie przyjdzie mnie uratować?! Żadnej odpowiedzi! Ach, panie były markizie! Posyłam wołanie moje przez morze, w nadziei, iż może dojdzie do uszu pańskich za pośrednictwem wielkiego banku Tellsona, znanego w Paryżu!
„W imię Niebios, sprawiedliwości, szlachetności, w imię honoru pańskiego i nazwiska błagam pana, panie były markizie, niech mi pan pomoże i uwolni mię! Wina moja jest to, że byłem panu wierny! Ach, panie były markizie! Błagam pana, niech pan będzie równie wierny mnie!
Tajemny niepokój w duszy Karola nabrał nagle żywotnej siły. Niebezpieczeństwo, w którem się znalazł sługa, stary dobry sługa, którego jedyną zbrodnią była wierność dla niego, dla jego rodziny, spojrzało z takim wyrzutem w oczy Karola, że idąc przez Temple i myśląc nad tem, co należałoby zrobić, odwracał twarz od przechodniów.
Zdawał sobie sprawę, że groza, jaką przejął go ostatni czyn, będący ukoronowaniem wszystkich złych czynów i złej reputacji jego rodziny, podejrzliwość w stosunku do stryja i wstręt do owej całej machiny, którą miał podtrzymywać swoją osobą — sprawiły, że wyrzeczenie się przez niego tytułu i majętności było pośpieszne i połowiczne. Wiedział, że powinien był to systematycznie przetrawić w sobie i przemyśleć, że nieraz to postanawiał i nigdy tego nie zrobił.
Szczęście jego własnego angielskiego domu, konieczność nieustannej pracy, słodkie troski i zmiany, które tak szybko następowały po sobie, że wypadki jednego tygodnia usuwały