Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/049

Ta strona została skorygowana.

nia w takich warunkach i niepokoju o przyszłość, jaki budził w nim zwłaszcza jeden patrjota, chronicznie pijany i bardzo nieostrożnie obchodzący się z bronią, Karol Darnay nie dawał strachowi dostępu do serca. Tłumaczył sobie, że to nie może mieć nic wspólnego z jego osobistemi zasługami, o których jeszcze nie wiedzą, bo więzień z Abbaye nie złożył jeszcze swego świadectwa.
Ale gdy przybyli do miasteczka Beauvais, co stało się o zmierzchu, kiedy na ulicach były tłumy ludzi, nie mógł ukryć przed sobą samym, że stan rzeczy przedstawia się groźnie. Olbrzymi tłum zebrał się, by patrzeć, jak Karol będzie zsiadał z konia, a niektórzy wołali głośno: „Precz z emigrantem!“
Karol, który miał właśnie zamiar zsiąść z wierzchowca, zmienił postanowienie, uważając, że siodło jest miejscem najbezpieczniejszem. Zwrócił się do tłumu mówiąc:
„Emigrant, przyjaciele? Czy nie widzicie, że jestem we Francji z własnej woli?“
„Jesteś przeklęty emigrant!“ zawołał kowal, przeciskając się do Karola przez tłum i wymachując młotem. „Jesteś przeklęty arystokrata!“
Pocztmistrz stanął między nim i uzdą konia, którą napastnik chciał ująć. Powiedział uspakajająco: „Zostawcie go! Osądzą go w Paryżu!“
„Osądzą!“ zawołał kowal, grożąc młotkiem. „I skażą!“ na co tłum wybuchnął śmiechem zadowolenia.
Wstrzymując pocztmistrza, który zwracał głowę wierzchowca w kierunku dziedzińca (pijany patrjota siedział statecznie na siodle i patrzył przed siebie, nie wypuszczając linki), Karol powiedział, jak mógł najgłośniej:
„Przyjaciele! Jesteście w błędzie albo umyślnie wprowadzają was w błąd! Nie jestem zdrajcą!“
„Łże!“ zawołał kowal. „Jest zdrajcą od czasu dekretu. Życie jego jest własnością ludu. Jego przeklęte życie nie należy do niego!“
W chwili, gdy Darnay dojrzał w oczach tłumu wściekłość, która łatwo mogła się zwrócić przeciw niemu, pocztmistrz skierował jego wierzchowca na dziedziniec, eskorta wjechała za nim i zamknięto podwójne, spaczone wrota. Kowal zaczął w nie bić młotem, a tłum ryczał. Ale na tem się skończyło.
„Co to za dekret, o którym mówił kowal?“ zapytał Darnay pocztmistrza, gdy, podziękowawszy mu za opiekę, stanął wreszcie na dziedzińcu.
„Dekret, który nakazuje przymusową sprzedaż dóbr emigrantów“.
„Kiedy ogłoszony?“
„Czternastego“.