stwa. Ale, jakby dla ukoronowania fantastyczności jego długiej fantastycznej podróży, wszyscy ci uwięzieni powstali na jego powitanie, z całą wytwornością manier obowiązujących tę epokę, z całą elegancją i dworskością.
Taki przedziwny cień rzucało więzienie na ową wykwintność manier, tak upiorne wrażenie robiła owa wytworność, gdy się na nią patrzało poprzez brud i nędze tego otoczenia, że Karol Darnay miał wrażenie, iż znalazł się w gronie umarłych. Upiory! Upiory piękna, upiory dumy, upiory elegancji, upiory wesołości, upiory dowcipu, upiory młodości, upiory starości, — wszystkie oczekujące, kiedy odejść im pozwolą z tego brzegu, wszystkie patrzące na niego umarłemi oczyma, wchodząc bowiem tutaj wszyscy przestali żyć.
Skamieniał. Dozorca stojący obok niego i inni dozorcy uwijający się po izbie, którzy nie raziliby przy spełnianiu zwykłych swoich obowiązków, wyglądali tak bezgranicznie prostacko wobec tych żałobnic-matek i pięknych córek, które się tu zebrały — wobec młodej pięknej kokietki i starszej, wytwornie wychowanej kobiety, że podobieństwo do upiorów jeszcze się spotęgowało. Tak, wszystko to były upiory! Tak, po długiej fantastycznej podróży przybył w krainę ponurych cieni!
„W imieniu zebranych tutaj towarzyszy niedoli“, powiedział jegomość o dworskich manierach i dworskim wyglądzie, występując naprzód, „mam honor powitać pana na progu La Force i wyrazić panu kondolencje z powodu okoliczności, które sprowadziły pana do nas. Oby się pańskie nieszczęścia jak najprędzej skończyły! Byłoby to impertynencją wszędzie, ale tu impertynencją nie jest, pozwolę więc sobie zapytać o pańskie nazwisko i stan?“
Karol Darnay podniósł się i dał żądane wyjaśnienia w słowach najbardziej wyszukanych, jakie mu przyszły na myśl.
„Mam nadzieję“, powiedział ów jegomość, nie spuszczając oczu z głównego dozorcy, który przeszedł przez pokój, „że pan nie jest przeznaczony do tajemnej?“
„Nie rozumiem co to znaczy“, odrzekł Karol, „ale słyszałem, że tak mówili“.
„Och, co za szkoda! Ogromnie żałujemy! Ale niech pan nie traci odwagi, wielu z naszego towarzystwa siedziało z początku w tajemnej, ale to nie trwało długo“. Poczem dodał podnosząc głos: „Przykro mi, że muszę to oznajmić państwu — do tajemnej!“
Rozległ się szmer współczucia, gdy Karol Darnay przeszedł przez pokój do okratowanych drzwi, przy których oczekiwał go dozorca. Wiele głosów — między któremi
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/055
Ta strona została skorygowana.