„Czy to jego dziecko?“ powiedziała pani Defarge, poraz pierwszy przerywając robotę i wskazując na małą Łucję drutem, jak gdyby był on palcem losu.
„Tak, madame“, odpowiedział pan Lorry. „To ukochana córka i jedyne dziecię naszego więźnia“.
Zdawało się, groźny i ponury cień, otaczający panią Defarge i jej towarzyszy, padł nagle na głowę dziecka. Matka instynktownie uklękła na podłodze obok małej Łucji i przytuliła ją do piersi. A wtedy cień otaczający panią Defarge i jej towarzyszy, ponury i groźny, objął matkę i dziecko.
„Dość, mój mężu“, powiedziała pani Defarge. „Widziałam je. Możemy odejść!“
W jej gestach i manierach było tyle groźby — nie wyraźnej i otwartej, ale ukrytej i niejasnej — że Łucja powiedziała niespokojnie, dotykając ręką sukni madame:
„Pani będzie dobra dla mego biednego męża. Pani nie zrobi mu krzywdy. Pani pomoże mi zobaczyć się z nim, jeżeli to możliwe?“
„Wasz mąż nic mię nie obchodzi. To nie mój interes“, odrzekła pani Defarge, patrząc na Łucję z wielką powagą. „Obchodzi mię tutaj tylko córka waszego ojca“.
„Więc przez wzgląd na mnie błagam o litość dla mego męża! Przez wzgląd na moje dziecko! Złoży rączki i modlić się będzie o litość! Pani boimy się więcej od innych...“
Pani Defarge przyjęła to jako komplement i spojrzała na męża. Defarge, który z miną niezdecydowaną ogryzał paznogcie, spojrzał na nią i przyjął surowszy wyraz twarzy.
„Co to pisał wam mąż w tym liście?“ zapytała madame z uśmiechem politowania. „Wpływ? Pisał coś o jakimś wpływie?“
„Że mój ojciec“, powiedziała Łucja, szybko wyciągając list i patrząc niespokojnie na mówiącą, nie na papier, „otoczył go swemi wpływami“.
„Prawdopodobnie pomoże mu to“, odrzekła pani Defarge. „Niech będzie!“
„Jako matka i żona“, powiedziała Łucja z powagą, „błagam — niech pani ma litość nade mną i używa swego wpływu nie przeciwko memu nieszczęsnemu mężowi — ale za nim. Och, siostro, pomyśl o mnie! Jako matka i żona!“
Pani Defarge patrzyła zimno, jak zwykle na proszącą, poczem, zwracając się do swojej przyjaciółki, Zemsty, rzekła:
„Czy wiele miano względów dla matek i żon, które znałyśmy od czasu, kiedy byłyśmy takie małe, jak to dziecię, a nawet jeszcze mniejsze? Dość często widziałyśmy, jak ich mężów i ojców wtrącano do więzień. Przez całe życie patrzyłyśmy, jak cierpią nasze siostry, same i w swoich
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/065
Ta strona została skorygowana.