Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/075

Ta strona została skorygowana.

Nie otrzymał jeszcze wezwania, ale wiem, że jest wezwany na jutro, i ma być przewieziony do Conciergerie. Mam poufne informacje. Nie boisz się?“
Zaledwie mogła odpowiedzieć:
„Polegam na tobie“.
„Możesz polegać z całą pewnością. Twoja niepewność skończy się wkrótce, najdroższa! Odzyskasz go za parę godzin. Otoczyłem go jak mogłem najtroskliwszą opieką. Muszę zobaczyć się z panem Lorry!“
Stanęli. W pobliżu rozległ się ciężki turkot kół. Oboje wiedzieli zbyt dobrze, co to znaczy. Jeden. Dwa. Trzy. Trzy wozy przekopywały się przez miękki śnieg z ładunkiem przeznaczonym na śmierć.
„Muszę zobaczyć się z panem Lorry“ powiedział pan Manette, skręcając w drugą stronę.
Dzielny staruszek wciąż trwał na swoim posterunku. Nie opuścił go. On i jego księgi podlegały ciągłym rewizjom, gdy chodziło o majątki skonfiskowane i uznane za dobra narodowe. Co mógł uratować dla właścicieli, ratował. Nie znalazłbyś między żyjącymi człowieka, który tak potrafiłby w ukryciu i pocichu pilnować tego, co powierzono Tellsonowi na przechowanie.
Pochmurne, czerwone i żółte niebo oraz mgła, wstająca od Sekwany, zdradzały zbliżający się mrok. Było już prawie ciemno, kiedy doszli do banku. Wspaniała rezydencja Monseigneura opustoszała i zniszczała. Nad kupą popiołu i śmieci na dziedzińcu widniał napis: Własność Narodowa. Republika Jedna i Niepodzielna, Równość, Braterstwo, Wolność albo Śmierć.
Kto to mógł być z panem Lorry, ów właściciel płaszcza podróżnego, rzuconego na krzesło, który nie chciał, by go widziano? Kim był ów nowoprzybyły, z którym pan Lorry, podniecony i zdziwiony, przed chwilą pożegnał się, by uścisnąć swoją ulubienicę? Komu powtarzał jej wzruszone słowa, gdy, podniósłszy głos i odwróciwszy głowę do drzwi prowadzących do pokoju, z którego wyszedł, powiedział: „Przeprowadzony do Conciergerie i wezwany na jutro“?


Rozdział szósty.
Triumf.

Straszliwy Trybunał, złożony z pięciu Sędziów, jednego Oskarżyciela Publicznego i przysięgłych, zasiadał codziennie. Codzień sporządzano spisy, które były następnie przez dozorców odczytywane więźniom. Zwykły żart dozorców brzmiał: „Hej, wy tam! Wychodźcie i posłuchajcie, co donosi Gazeta Wieczorna!“
„Karol Evrémonde, zwany Darnay“.