Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/088

Ta strona została skorygowana.

„O Salomonie, kochany Salomonie!“ wołała panna Pross nanowo klaszcząc w ręce. „Po tylu latach niewidzenia i niesłyszenia o tobie, znajduję cię tutaj!“
„Nie nazywaj mnie Salomonem. Czy chcesz mi przynieść śmierć?“ powiedział Salomon zmieszanym, przerażonym głosem.
„Bracie! Bracie!“ zawołała panna Pross, zalewając się łzami. „Czyż byłam kiedy dla ciebie niedobra, żebyś zadawał mi tak okrutne pytanie?“
„To zamknij swoją rozgadaną buzię“, powiedział Salomon, „i wyjdź stąd, jeżeli chcesz ze mną pomówić. Zapłać za swoje wino i chodź. Kto jest ten człowiek?“
Panna Pross, kiwając, pomimo wszystko, kochanemu bratu swą kochającą i odtrąconą głową, powiedziała przez łzy: „Pan Cruncher“.
„Niech wyjdzie z nami“, odrzekł Salomon. „Co jemu się wydaje? Że jestem upiorem?“
Jeżeli mielibyśmy sądzić po spojrzeniu pana Crunchera, tak było rzeczywiście. Nie powiedział jednak ani słowa, a panna Pross z trudem, bo łzy zalewały jej oczy, — zbadawszy wnętrze swego worka zapłaciła za wino. Gdy to czyniła, Salomon zwrócił się do wyznawców Dobrego Republikanina Starożytności, Brutusa, i dał krótkie wyjaśnienie w języku francuskim, poczem wszyscy wrócili na swoje miejsca.
„No“, powiedział Salomon, zatrzymując się na rogu ciemnej uliczki. „Czego chcesz?“
„Jakież to okrutne, by brat, którego nigdy nie przestałam kochać, witał mię w taki sposób i do tego stopnia nie okazywał mi żadnych względów!“ zawołała panna Pross.
„Masz! Żebyś pękła! Masz!“ Salomon zwilżył ustami wargi panny Pross. „Jesteś już zadowolona?“
Panna Pross tylko potrząsnęła głową i płakała w milczeniu.
„Jeżeli chciałaś, żebym się ździwił“, mówił Salomon, „to wiedz, że wcale się nie zdziwiłem. Wiedziałem, że tu jesteś. Wiem o większości ludzi, którzy tu są. Jeżeli rzeczywiście nie chcesz narazić mię na niebezpieczeństwo — w co nie wątpię — idź swoją drogą, jak możesz najprędzej, i nie zawracaj mi głowy. Jestem zajęty. Jestem urzędnikiem“.
„Mój brat Salomon, Anglik!“ biadała panna Pross, wznosząc ku niemu zalane łzami oczy, „który mógł być jednym z największych i najlepszych ludzi w swojej ojczyźnie — urzędnikiem u obcych! Służy u obcych! I to u takich obcych! Wolałabym widzieć drogiego chłopca w....“
„Wiedziałem“, przerwał jej brat. „Mówiłem, że tak będzie! Chcesz być moją śmiercią! Narażę się na podejrze-