zdrajcą angielskim i przyczyną wszystkich nieszczęść, o których się tyle mówi, a które tak trudno udowodnić: tę kartę niełatwo pobić! Śledził pan moje karty, panie Barsad?“
„Nie rozumiem pańskiej gry“, powiedział szpieg niepewnie.
„Wygrywam asa: denuncjuję Barsada przed najbliższym komitetem sekcyjnym. Spojrzał pan na swoją rękę panie Barsad, co pan tam ma? Proszę, niech się pan nie śpieszy!“
Przysunął bliżej butelkę, nalał sobie jeszcze jedna szklankę i wychylił ją. Widział, że szpieg boi się by czasem nie dopił się decyzji niezwłocznego zadenuncjowania go. Widząc to, Carton nalał sobie i wychylił jeszcze jedną szklankę.
„Niech pan uważnie obejrzy swoje karty, panie Barsad!“
Lichsze były to karty, niż podejrzewał. Pan Barsad widział przegraną stawkę tam, gdzie Carton nie mógł jej dojrzeć. Przegnany ze swego szlachetnego posterunku w Anglji, ponieważ zbyt często nie miał szczęśliwej ręki w krzywoprzysięstwie, a wcale nie dlatego, że nie był tam pożądany (nasze angielskie zwyczaje wywyższania się nad szpiegów i tajemne konszachty datują się od bardzo niedawna), Barsad wiedział, że przebył kanał i przyjął służbę we Francji, najpierw jako prowokator i szpieg swoich rodaków, potem, jako prowokator i szpieg miejscowej ludności. Wiedział, że za czasów poprzedniego rządu był szpiegiem naznaczonym na dzielnicę Świętego Antoniego i winiarnię Defarge’a i w tym celu otrzymał od sprytnej policji tak dokładne wiadomości, dotyczące uwięzienia uwolnienia i stanu doktora Manette, że służyć mu mogły za wstęp do nawiązania rozmowy z państwem Defarge; spróbował tego z panią Defarge i nie udało mu się. Zawsze wspominał z lękiem i drżeniem, że gdy mówił z panią Defarge, straszna ta kobieta nie przestawała robić na drutach, i patrzyła na niego złowróżbnie, podczas gdy palce jej szybko się poruszały. Odtąd nieraz widział ją w Sekcji Świętego Antoniego, przedstawiającą swoje robione na drutach rejestry i denuncjującą ludzi, których połykała później gilotyna. Wiedział, jak wie każdy mający takie zajęcie jak on, że życie tego nigdy nie jest bezpieczne, że ucieczka była niepodobieństwem; że żyć musi w cieniu miecza; że pomimo denuncjacji, zdrad i usług oddawanych obecnemu rządowi — jedno słowo wystarczy, by go zgubić. Wiedział, że gdy raz zostanie zadenuncjowany i to na podstawach tak poważnych jak te, które tu zademonstrowano, okrutna niewiasta, której bezwzględny charakter miał tyle razy sposobność poznać, wyciągnie przeciw niemu ów fatalny
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/093
Ta strona została skorygowana.