ko i węzłowato: wybiorę to, a nie co innego. Mówił pan o szaleństwach... Wszyscy tu jesteśmy szaleńcy. Pamiętaj pan o tem! Mogę zadenuncjować pana, jeśli uznam to za potrzebne. A wtenczas może uda mi się, jak innym, znaleźć drogę przez kamienne ściany. No, więc czego chce pan ode mnie?“
„Niewiele. Pan jest klucznikiem w Conciergerie?“
„Powiadam panu raz na zawsze, że niema co myśleć o ucieczce“, stanowczo odpowiedział szpieg.
„Dlaczego odpowiada pan na to, o co nie pytałem? Pan jest klucznikiem w Conciergerie?“
„Czasami“.
„Ale może zechce pan być nim kiedy?“
„Mogę wchodzić i wychodzić ile razy zechcę“.
Sydney Carton znów szklankę napełnił wódka, wylał jej zawartość wolno na palenisko i patrzał na spadające krople. Gdy ostatnie krople wyciekły, wstał i powiedział:
„Dotychczas mówiliśmy przy tych dwóch świadkach, ponieważ lepiej było, by o wartości naszych kart wiedział ktoś jeszcze poza nami. Chodź pan ze mną do tamtego ciemnego pokoju i zakończymy naszą sprawę“.
Podczas gdy Sydney Carton i owczarek rozmawiali w sąsiednim pokoju tak cicho, że żaden dźwięk nie odchodził stamtąd, pan Jarvis Lorry przyglądał się panu Jerry Cruncherowi w sposób badawczy i nieufny. Sposób, w jaki uczciwy kupiec odpowiadał na spojrzenia pana Lorry, nie budził zaufania: Jerry przestępował z nogi na nogę tak często, jak gdyby miał ich pięćdziesiąt i postanowił wypróbować wszystkie. Oglądał przytem paznogcie z niezwykłem zainteresowaniem, a ilekroć oczy pana Lorry spotkały się z jego oczyma, pana Crunchera dusił krótki kaszel, co z kolei wymagało koniecznie przysłonięcia ust dłonią — gest ten rzadko, lub prawie nigdy, zauważyć można u ludzi o charakterze szczerym i otwartym.
„Jerry“, powiedział pan Lorry, „chodź no tu“.
Pan Cruncher szedł bokiem, wysuwając naprzód jedno ramię.
„Czem byłeś, oprócz gońca?“
Po krótkim namyśle, któremu towarzyszyło badawcze spojrzenie na chlebodawcę, pan Cruncher wpadł na genialną odpowiedź: „Robotnikiem ziemnym“.
„Coś mi się wydaje“, powiedział pan Lorry, gniewnie grożąc mu palcem, „żeś używał zacnego i czcigodnego domu Tellsona jako przykrywki, i że zajmowałeś się niecnym procederem, niegodnym nawet, by go wspomnieć. Jeżeli tak