było, nie spodziewaj się ode mnie życzliwości po powrocie do Anglji, jeżeli tak było, nie myśl, że zachowam to w tajemnicy. Tellson nie będzie pokrywał twoich bezeceństw“.
„Mam nadzieję, sir“, błagał przerażony Jerry, „że gdyby nawet tak było, gentleman taki, jak pan, któremu miałem honor służyć tak długo, ażem osiwiał, pomyśli dwa razy zanim mię skrzywdzi — powiadam, gdyby tak było, ale nie mówię, że było! Ale przyjąwszy nawet, że tak było, byłaby to tylko jedna strona rzeczy. A każda rzecz ma dwie strony. Są lekarze, którzy zbierają gwineje tam, gdzie uczciwy kupiec nie może zebrać nędznej szóstki. Szóstki! Nie, pół szóstki! Pół szóstki! Nie, ćwierć szóstki! Gdy tamtym potrzeba pieniędzy, jak w dym idą do Tellsona, bo mają tam swoje konta, i nawet nie spojrzą na uczciwego kupca, wysiadając lub wsiadając do karet — jakbym był dymem, powiadam panu! No, to mi się wydaje też oszukiwaniem Tellsona! Ale chce się mieć gęsi, musi się mieć i gęsiarka. A do tego jest sobie taka pani Cruncher, to znaczy była tam, w Anglji, i będzie jutro, jeśli się tylko da — wygniatająca dziurę w ziemi kolanami, aby się mężowi interes nie udał, no i doprowadzająca przez to interes do ruiny! A żony lekarzy nie wygniatają ziemi kolanami — albo jeżeli wygniatają, to proszą Boga o więcej pacjentów, bo jakże może być jedno bez drugiego?! A potem weź pan przedsiębiorców pogrzebowych i kościelnych, i organistów, i prywatnych dozorców (a wszyscy to chciwcy), to przecież człowiek nie może wiele zarobić, nawet gdyby tak było. A to trochę, co mu spadnie, nie na wiele się zda, proszę pana! Nigdy na tem nie zarobił. Nie wyszło mu to na dobre, panie Lorry. Chętnie porzuciłby ten proceder, gdyby widział sposób, jak z tego wyjść, kiedy już raz wpadł. Mówię, gdyby tak było“.
„Fe!“ zawołał pan Lorry, ale nieco łagodniej. „Mam wstręt do ciebie!“
„Oto co chciałem powiedzieć panu pokornie, panie Lorry: gdyby tak było“, mówił pan Cruncher: „ale nie mówię, że tak jest...“
„Nie wykręcaj się“, zawołał pan Lorry.
„Nie wykręcam się“, powiedział pan Cruncher takim tonem, jak gdyby nic nie było bardziej obce jego zwyczajom i zamiarom, „chociaż nie mówię, że tak jest — oto co chciałbym panu powiedzieć. Na tem krześle, przy tymże banku, siedzi ten mój chłopczyna, wychowany tak, by był Mężczyzną, człowiekiem, który będzie panu służył, spełniał pańskie polecenia, odgadywał pańskie myśli, śmieszył pana, aż pańska głowa znajdzie się tam, gdzie są pańskie podeszwy — jeżeli pan, naturalnie, zechce. Gdyby nawet tak było, chociaż jeszcze nie powiedziałem, że tak jest (widzi pan, nie chce się wykręcać), niechże ten chłopczyna zajmie
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/098
Ta strona została skorygowana.