miejsce swego ojca i zaopiekuje się matką. Nie gub pan ojca tego chłopczyny — nie rób pan tego, panie Lorry — niech kopie jak zwyczajny grabarz — niech naprawi to, co wykopał niezwyczajnie — gdyby nawet tak było! — niech naprawi błąd porządnie zakopując tak, by nikt już nic odkopać nie mógł, o to, panie Lorry“, powiedział pan Cruncher trąc dłonią czoło na znak, że zbliża się do końca swego przemówienia, „o to chciałem pana prosić. Mój Boże, gdy się patrzy, co się tu dzieje, jeśli chodzi o takich gości bez głowy! — to daję słowo, gra nie warta świeczki, gdy się nad tem poważnie zastanowić! I takbym teraz myślał, gdyby tak rzeczywiście było — i proszę, niech pan pamięta, że to, co powiedziałem, powiedziałem z dobrej woli, bo mogłem przecież milczeć!“
„Przynajmniej w tem nie zełgałeś“, powiedział pan Lorry. „Nie mów już więcej. Może zostanę twoim przyjacielem, jeżeli na to zasłużysz i okażesz skruchę czynem, nie słowami. Dość już gadaniny!“
Pan Cruncher zmarszczył czoło; w tej chwili Sydney Carton i szpieg wrócili z ciemnego pokoju.
„Adieu, panie Barsad!“ powiedział pierwszy. „Ponieważ ułożyliśmy się możesz się już mnie nie bać więcej“.
Usiadł na krześle przed kominkiem naprzeciw pana Lorry. Kiedy zostali sami, pan Lorry zapytał Cartona, co zrobił?
„Niewiele. Gdyby sprawa więźnia poszła źle, ułatwi mi dostęp do niego“.
Pan Lorry osowiał.
„To wszystko, co mogłem uzyskać“, powiedział Carton. „Żądać zbyt wiele, byłoby kłaść głowę tego człowieka pod topór, a, jak on sam powiedział, nic gorszego nie mogłoby go spotkać w razie denuncjacji. To był słaby punkt całej sprawy. Nie było rady“.
„Ale wstęp do wiezienia, jeżeli sprawa pójdzie niepomyślnie przed trybunałem, nie uratuje Karola“.
„Nie mówiłem, że to go uratuje“.
Oczy pana Lorry powoli zwracały się w kierunku kominka. Wespółczucie dla Łucji i cios ponownego aresztowania złamały go. W tej chwili był to stary człowiek, uginający się pod brzemieniem ostatnich trosk. Płakał.
„Dobry z pana człowiek i wierny przyjaciel“, powiedział Carton zmienionym głosem. „Proszę, niech mi wybaczy, że byłem świadkiem pańskiego wzruszenia! Nie mogłem nigdy obojętnie patrzeć jak płakał mój ojciec. A nie mógłbym więcej szanować pańskiego bólu, gdybyś był moim ojcem! Na szczęście, ominęła pana ta przykrość“.
Chociaż te ostatnie słowa powiedział zwykłym swoim tonem, tyle było niekłamanego szacunku i uczucia w jego głosie oraz w dotknięciu jego dłoni, że pan Lorry, który
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/099
Ta strona została skorygowana.