„Ja, Aleksander Manette, nieszczęsny lekarz, urodzony w Beauvais, a następnie zamieszkały w Paryżu, piszę te smutne wspomnienia w mojej bolesnej celi, w Bastylji, w ostatnim miesiącu roku. Piszę w kradzionych chwilach, z wielkim trudem. Mam zamiar ukryć ten papier w ścianie komina, w której starannie i z trudem zrobiłem schowek. Może jaka litościwa ręka znajdzie go, gdy ze mnie i z moich smutków pozostanie już tylko proch.
„Słowa te piszę zardzewiałym kawałkiem żelaza, sadzą i popiołem drzewnym, zmieszanym z krwią, w ostatnim miesiącu dziesiątego roku mego uwięzienia. Nadzieja uleciała już z mojej piersi. Sądząc po okropnych objawach, jakie zauważyłem w sobie, przypuszczam, że rozum mój niedługo jeszcze utrzymać się zdoła w równowadze, ale uroczyście oznajmiam, że w danej chwili jestem przy zdrowych zmysłach, że pamięć moja jest dokładna i pewna i że odpowiadam za prawdę tych słów, jak odpowiadać będę za nie — bez względu na to, czy czytane będą przez ludzi czy nie — na Sądzie Ostatecznym.
„Pewnego grudniowego wieczoru — księżyc krył się za chmurami — w trzecim tygodniu grudnia, (zdaje mi się, że było to dwudziestego drugiego grudnia) roku 1757-go, przechadzałem się po pustej części bulwaru nad Sekwaną, w czystem i mroźnem powietrzu, w odległości godziny marszu od miejsca mego zamieszkania przy ulicy Szkoły Medycyny. Nagle usłyszałem, że jakaś kareta goni mię szybko. Gdy zeszedłem z drogi, unikając przejechania, z okna karety wyjrzała jakaś głowa i jakiś głos kazał stangretowi stanąć.
„Kareta zatrzymała się gdy tylko stangret zdołał ściągnąć lejce, poczem ten sam głos zawołał mię po nazwisku. Odpowiedziałem. Konie wyprzedziły mię na tyle, że dwóch mężczyzn miało dość czasu, by otworzyć drzwiczki i wyjść z karety, zanim się zbliżyłem. Zauważyłem, że obaj otuleni byli w płaszcze i wyglądali jakby się chcieli ukryć. Gdy stali obok karety, zauważyłem również, że obaj wyglądali na ludzi w moim wieku, albo trochę młodziej, że byli jednakowego wzrostu, jednakowej postawy, jednakowe mieli głosy, maniery i (o ile mogłem dojrzeć) twarze.
„— Pan jest doktór Manette?
„— Tak.
„— Doktór Manette z Beauvais, — powiedział drugi. — Młody doktór z zawodu chirurg, który zdobył sobie już sławę w Paryżu?
„— Panowie! — odpowiedziałem. — Ja jestem doktór Manette, o którym mówicie tak łaskawie.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/108
Ta strona została skorygowana.
Rozdział dziesiąty.
Istota Cienia.