Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

„— Jestem lekarzem, mój biedaku, — powiedziałem. — Pozwól się zbadać.
„— Nie chcę się dać badać! — odrzekł. — Niech tak zostanie.
„Rana była pod ręką i uprosiłem go, by rękę usunął. Była to rana zadana szpadą przed dwudziestu czterema godzinami, ale żaden lekarz nie mógłby go uratować, nawet gdyby odrazu wezwano jego pomocy. Umierał. Gdy podniosłem oczy na starszego z braci, zauważyłem, że tak patrzy na to, jak życie ucieka z tego chłopca, jak patrzałby na umierającego zająca, królika lub ptaka. Jak gdyby nie był takim samym człowiekiem, jak on.
„— Jak to się stało, proszę pana? — zapytałem.
„— Zwykły pies! Szaleniec! Niewolnik! Zmusił mego brata do użycia przeciw niemu szpady i zginął z rąk mego brata, jak szlachcic!
„W odpowiedzi nie było cienia litości, współczucia, ani żadnego pokrewnego im odruchu. Mówiący zdawał się odczuwać cała niewłaściwość przyprawienia o taką śmierć tej kreatury, która powinna była umrzeć w sposób odpowiadający życiu nędznego robaka. Nie był zdolny do żadnego współczucia dla chłopca, ani dla jego losu.
„Oczy chłopca wolno zwróciły się na niego, gdy mówił, potem wolno przeniosły się na mnie.
„— Doktorze, oni są dumni, ci panowie, ale my, zwykłe psy, też bywamy dumni. Niszczą nas, wyzyskują, biją, krzywdzą. Ale i w nas jest czasem trochę dumy. Ona — czy widział ją pan, doktorze?
„Krzyki i jęki słychać było i tutaj, chociaż nieco stłumione wskutek odległości. Mówił tak, jak gdyby leżała przy nim.
„Powiedziałem: — Widziałem.
„— To moja siostra, doktorze! Oni, ci wielcy panowie, sprawują od wielu lat swoją nikczemną władzę nad wstydem i cnotą naszych dziewcząt, ale i wśród nas są porządne dziewczęta. Wiem o tem i słyszałem, jak to samo mówił mój ojciec. Ona była porządną dziewczyną. Zaręczona była z poczciwym chłopcem. Z jego dzierżawcą. Wszyscy byliśmy jego dzierżawcami, tego człowieka, który tam oto stoi. Drugi, to jego brat, gorszy od wszystkich!
„Z największą trudnością zbierał chłopak wszystkie siły fizyczne, by mówić. Ale duch jego przemawiał ze straszną siłą.
„— Byliśmy tak dręczeni przez tego człowieka, który stoi tutaj, jak każdy z nas, zwykłych psów, dręczony jest przez te wyższe istoty: bez miłosierdzia okładał nas podatkami, kazał pracować bez zapłaty, kazał mleć zboże na jego młynie, kazał karmić naszem skąpem ziarnem swoje ptactwo, nam zabraniając hodować choćby jedną tylko