Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

jej krzyki, nigdy nie zmienił się porządek, ani treść, jej okrzyków. Zawsze było to samo: — Ojcze! Mężu! Bracie! Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście, dwanaście. Css...
„Trwało to dwadzieścia cztery godziny od chwili, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Przychodziłem i odchodziłem dwukrotnie i znowu siedziałem przy niej, kiedy zaczęła słabnąć. Zrobiłem co mogłem, by wykorzystać tę okoliczność i stopniowo chora wpadała w letarg i leżała jak umarła.
„Było tak, jakby po długiej strasznej burzy ustał wreszcie wicher i deszcz. Uwolniłem ręce i zawołałem kobietę, która przy niej czuwała, by ułożyć ją wygodnie i poprawić suknie, które na sobie porwała. Wtedy przekonałem się, że była w stanie takim, że dopiero niedawno powstały w niej nadzieje macierzyństwa. I wtedy straciłem resztę nadziei na jej ozdrowienie.
„— Umarła? — zapytał markiz (którego dalej nazywam starszym z braci), wchodząc do pokoju w butach do konnej jazdy.
„— Nie umarła, ale prawdopodobnie umrze.
„— Co za siła w tym motłochu! — powiedział, patrząc na nią z pewną ciekawością.
„— Straszna jest jego siła — powiedziałem — w rozpaczy i cierpieniu!
„Z początku roześmiał się z moich słów, a potem zmarszczył czoło. Przysunął sobie nogą krzesło, kazał wyjść pielęgniarce i powiedział przyciszonym głosem.
„— Doktorze! Kiedy mój brat wpadł w kłopoty z tych oto powodów, poradziłem mu, by zwrócił się do pana. Jest pan już sławny, a jako człowiek młody, który ma przed sobą karjerę, nie lekceważy pan zapewne swoich interesów. To co pan tu widzi — to są rzeczy, na które można patrzeć, ale o których nie można opowiadać!
„Słuchałem oddechu chorej, unikając odpowiedzi.
„— Czy zechce pan łaskawie zwrócić uwagę na to, co mówię, panie doktorze?
„— Monsieur, — odrzekłem. — W moim zawodzie obowiązuje zawsze tajemnica. — Ostrożny byłem z odpowiedzią, ponieważ niepokoiło mię to, co widziałem i słyszałem.
„Oddech jej był tak słaby, że starannie zbadałem jej serce i puls. Było w nich życie, ale nic więcej. Siadając, obejrzałem się obaj bracia przyglądali mi się badawczo.***
„Piszę z takim trudem, zimno jest tak przejmujące, tak się obawiam, że mię przychwycą i skażą na celę podziemną i tortury zupełnej ciemności, że muszę skrócić opowiadanie. Niema żadnych przerw ani luk w mojej pamięci. Mogę powtórzyć i opowiedzieć każde słowo, które było wymienione między mną i obu braćmi.