poprawił luźno zawiązany krawat, kołnierz przy koszuli i swobodnie spadające włosy. Uczyniwszy to, udał się wprost do winiarni Defarge’a.
Zdarzyło się, że oprócz Jakóba Trzeciego, posiadacza ruchliwych palców i skrzeczącego głosu, nie było gości w izbie. Człowiek ten, którego widział w Sądzie, stał popijając przy małej ladzie i rozmawiał z Defarge’ami, mężem i żoną. Zemsta brała udział w rozmowie, jako stały członek tej instytucji.
Wszedłszy do winiarni, Carton zajął miejsce i poprosił (bardzo szczególną francuszczyzną) o małą szklankę wina; pani Defarge rzuciła mu obojętne spojrzenie, poczem spojrzała uważniej i jeszcze uważniej, a potem zbliżyła się i zapytała, czego sobie życzy?
Powtórzył, co już powiedział przedtem.
„Anglik?“ rzuciła pani Defarge, pytająco podnosząc ciemne brwi.
Przypatrzywszy się jej badawczo, jak gdyby nawet ten prosty wyraz trudno mu było wymówić po francusku, powiedział poprzednim, silnie cudzoziemskim akcentem: „Tak, madame, tak, Anglik“.
Pani Defarge wróciła do lady by nalać wino. Carton wziął do rąk dziennik jakobiński i udając, że próbuje wyrozumieć, co tam napisano, słyszał jak madame mówiła: „Przysięgam wam, wykapany Evrémonde!“
Defarge przyniósł wino i powiedział dobry wieczór.
„Jak?“
„Dobry wieczór!“
„A! Dobry wieczór, obywatelu!“ rzekł, napełniając szklankę. „A! Dobre wino! Piję za Republikę!“
Defarge wrócił za ladę i powiedział: „Tak, trochę podobny!“ Madame uparcie twierdziła: „Powiadam wam, jedna i ta sama twarz!“ Jakób Trzeci rzucił pojednawczo: „Bo madame ciągle ma go w myślach!“ Uprzejma Zemsta dodała z uśmiechem: „Tak, jakem żywa! I z taką przyjemnością myślisz, że jutro go znów zobaczysz!“
Carton wodził po gazecie palcem wolno, z twarzą zamyśloną i zajętą. Wszyscy czworo oparli się łokciami o ladę i rozmawiali przyciszonemi głosami. Po kilkuminutowem milczeniu, podczas którego wszyscy patrzyli badawczo na badacza jakobińskiego wydawnictwa — nie zwracając zresztą na siebie jego uwagi — zaczęli rozmowę.
„To słuszne, co mówiła madame“, powiedział Jakób Trzeci. „Dlaczego mamy się zatrzymać?! Wszystko idzie z wielkim rozpędem. Poco się zatrzymywać?“
„Dobrze, dobrze“, rezonował Defarge, „ale kiedyś trzeba się wreszcie na czemś zatrzymać. Ciągle powstaje pytanie — gdzie?“
„Na eksterminacji!“ powiedziała madame.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/124
Ta strona została skorygowana.