„Wspaniale!“ zakrakał Jakób Trzeci. Zemsta również wyraziła swe uznanie.
„Eksterminacja, to dobra doktryna, moja żono“, powiedział Defarge nieco zaniepokojony. „Naogół biorąc, nie mam nic przeciwko niej. Ale ten doktór cierpiał bardzo. Widzieliście go dzisiaj. Obserwowaliście jego twarz podczas czytania papieru“.
„Obserwowałam jego twarz“, powiedziała madame pogardliwie i gniewnie. „Tak! Obserwowałam jego twarz! Obserwowałam jego twarz i wiem, że nie jest to twarz szczerego przyjaciela Republiki. Niech uważa na swoją twarz!“
„A czy zauważyłaś, żono“, mówił Defarge błagalnym głosem, „cierpienie jego córki, które musi być strasznem cierpieniem i dla niego?“
„Tak, obserwowałam jego córkę więcej niż raz. Obserwowałam ją dzisiaj i obserwowałam innym razem. Obserwowałam ją w sądzie i obserwowałam ją na ulicy przed więzieniem. Wystarczy mi spuścić palec...“ musiała podnieść palec (Carton nie odrywał oczu od gazety), bo spuściła go z trzaskiem na listwę stołu, jak gdyby spuściła topór.
„Obywatelka jest wspaniała!“ zawołał Jakób Trzeci.
„To anioł!“ zawołała Zemsta i uściskała ją.
„A co do ciebie“, powiedziała madame zwracając się do męża, „gdyby zależało od ciebie — ale na szczęście nie zależy — tybyś uratował jeszcze i dzisiaj tego człowieka“.
„Nie“, zaprotestował Defarge, „gdyby nawet trzeba było tylko tyle, by podnieść tę oto szklankę! Ale zatrzymałbym się na tem. Mówię — dość!“
„Posłuchaj no, Jakóbie“, gniewnie mówiła madame, „posłuchaj i ty, moja mała Zemsto! Posłuchajcie oboje! Za inne winy — nietylko za tyraństwo i gnębienie ludu — oddawna wciągnęłam ten ród do mego rejestru, skazując go na zagładę i eksterminację! Zapytaj męża, czy tak nie jest?“
„Tak jest“, powiedział Defarge, niepytany.
„Kiedy się zaczęły owe wielkie dni, kiedy padła Bastylja, mąż mój znalazł ten papier, który dziś czytano, i przyniósł go do domu. I o północy, kiedy winiarnia ciemna jest i pusta, czytaliśmy go na tem oto miejscu, przy tej oto lampie. Spytajcie go, czy nie tak było“.
„Tak było“, przyznał Defarge.
„Tej nocy powiedziałam mu, kiedy papier już przeczytaliśmy, kiedy lampa się wypaliła, a dzień przeświecał między okienicami i temi oto żelaznemi kratami — powiedziałam mu, że mam mu wyznać tajemnicę. Spytajcie go, czy nie tak było?!“
„Tak było“, znów przyznał Defarge.
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/125
Ta strona została skorygowana.