no pod murem. Niech pan nie robi takiej przerażonej miny. Pan ich wszystkich uratuje!“
„Bóg mi świadkiem, że pragnę tego! Ale w jaki sposób?“
„Zaraz panu powiem. Wszystko zależy od pana a los nie mógł oddać ich życia w lepsze ręce. Ta nowa denuncjacja prawdopodobnie nie nastąpi prędzej jak pojutrze. Może za dwa lub trzy dni. Może za tydzień. Pan wie, że to straszliwa zbrodnia żałować ofiary Gilotyny albo sympatyzować z nią. Ona i jej ojciec prawdopodobnie dopuszczą się tej zbrodni a ta niewiasta (trudno opisać upór, z jakim postanowiła ich prześladować) zechce zaczekać, by zdobyć jeszcze dowody przeciw nim i upewnić się w dwójnasób. Słucha mię pan?“
„Tak uważnie i z taką wiarą w to, co pan mówi, że na chwilę zapomniałem“, powiedział pan Lorry wskazując na krzesło doktora, „nawet o tem nieszczęściu!“
„Ma pan pieniądze, może pan przygotować wszystko do podróży i zrobić tak, by w jak najkrótszym czasie przedostać się do morza. Pańskie przygotowania do powrotu do Londynu są na ukończeniu. Niech pan postara się jutro raniutko o konie, by móc wyjechać o drugiej popołudniu“
„Będzie jak pan chce!“
W głosie Cartona tyle było energii i zapału, że płomień ten objął pana Lorry, który nabrał młodzieńczego żaru.
„Szlachetne ma pan serce. Czyż nie powiedziałem, że życie ich nie mogłoby zależeć od lepszego człowieka? Niech pan jej dzisiaj wytłumaczy, jakie niebezpieczeństwo grozi jej i dziecku. Niech pan napiera na wyjazd, ponieważ z radością złożyłaby swoją piękną główkę obok głowy męża“. Umilkł na chwilę, poczem mówił jak wyżej. „Wytłumacz jej pan, że dla dobra ojca i dziecka musi opuścić Paryż z panem o tej właśnie godzinie. Powiedz jej pan, że to ostatnia prośba jej męża. Powiedz jej pan, że od jej decyzji zależy więcej niż ona przypuszcza lub śmie się spodziewać. Czy pan sądzi, że ojciec, w tym stanie w jakim jest, podda się jej woli?“
„Jestem tego pewny“.
„I ja tak myślałem. Jednem słowem, niech pan wszystko przygotuje na swoim dziedzińcu, aż do tego nawet, by zająć miejsca w karecie. Jak tylko się zjawię, zabierzcie mię i jedźcie co koń wyskoczy!“
„Więc, o ile dobrze zrozumiałem, mam czekać na pana bez względu na okoliczności?“
„Pan będzie miał w rękach mój dokument podróży, jak panu wiadomo, i zechce pan przeto zatrzymać dla mnie miejsce. Czekajcie tylko na mnie i — co koń wyskoczy do Anglji“
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/129
Ta strona została skorygowana.