koju. Ale weszła i nawet przeszła tuż obok, by zabrać kapelusz i inne części ubrania. Przebrawszy się, zamknęła drzwi na klucz, schowała klucz do kieszeni i zeszła ze schodów. Potem usiadła na chwilę na schodach, by zaczerpnąć oddechu i wypłakać się. Wreszcie zerwała się i szybko wybiegła na ulicę.
Na szczęście miała przy kapeluszu wualkę, bo możeby i nie przeszła przez ulice niezatrzymana. Szczęśliwie też postać jej była tak dziwaczna sama przez się, że nic nie mogło jej zniekształcić — jak inne kobiety. Jedno i drugie było potrzebne pannie Pross, gdyż znaki palców madame Defarge były głębokie, włosy miała panna Pross potargane, a suknia, narzucona w pośpiechu niepewną ręką, była zgnieciona i zmięta w stu miejscach.
Przechodząc przez most, rzuciła klucz do wody. Przybyła do katedry na parę minut przed swoją eskortą. Czekając na pana Crunchera myślała, co będzie, jeżeli wyciągną klucz siecią, zidentyfikują, otworzą drzwi, znajdą zwłoki? Co będzie, jeżeli zatrzymają ją u wrót kościoła, poszlą do więzienia i oskarżą o morderstwo? W trakcie tych myśli przybyła eskorta, zabrała pannę Pross i powiozła dalej.
„Czy jest jaki hałas na ulicy?“ zapytała panna Pross.
„Zwykły hałas“, odpowiedział pan Cruncher i spojrzał, zdziwiony jej wyglądem i pytaniem.
„Nie słyszę pana“, powiedziała panna Pross. „Co pan mówił?“
Napróżno pan Cruncher powtarzał kilkakrotnie. Panna Pross nie słyszała. „Kiwnę chyba głową“, powiedział pan Cruncher, „to chyba zrozumie!“ I zrozumiała.
„A teraz, czy jest jaki hałas na ulicy?“ zapytała panna Pross.
Pan Cruncher znów kiwnął głową.
„Nie słyszę...“
„Ogłuchła w godzinę?“ myślał pan Cruncher wielce zaniepokojony. „Co jej się stało?
„Zdaje mi się, że widziałam błysk i słyszałam trzask, i że ten trzask, to była ostatnia rzecz, jaką usłyszałam w tem życiu“.
„Niechże mię djabli, jeżeli to nie jest dziwne!“ powiedział pan Cruncher, coraz bardziej zaniepokojony. „Może dała sobie co na kuraż? Ach! Teraz jadą te przeklęte wozy! Chyba to pani słyszy! Co?!“
„Nic nie słyszę“, powiedziała panna Pross widząc, że się do niej zwraca. „Och, mój dobry człowieku, najpierw był wielki trzask, potem wielka cisza, i ta cisza zdaje się trwa, niezmienna i nieustanna, jakby nic nigdy nie miało jej przerwać — do końca życia!“
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/150
Ta strona została skorygowana.