Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/152

Ta strona została skorygowana.

Z siedzących na wozach jedni patrzą obojętnym wyrokiem na to i na wszystko, co się dzieje po drodze. Inni z niezwykłem zainteresowaniem dla życia i ludzi. Jedni siedzą z opuszczoną głową, pogrążeni w milczącej rozpaczy; ale są i między skazańcami tak dbający o pozory, że rzucają tłumowi spojrzenia, jakie widywali w teatrze lub na obrazkach. Wielu zamyka oczy i myśli lub usiłuje skupić myśli. Tylko jeden, jakiś nędzarz wpół oszalały, jest tak wstrząśnięty i pijany strachem, że śpiewa i próbuje tańczyć. Ani jeden — gestem lub słowem — nie szuka litości u tłumu.
Obok wozów jedzie kilku konnych trzymających straż. Niejedna twarz zwraca się do nich z pytaniem. Musi to być zawsze to samo pytanie, gdyż potem tłum zaczyna się zawsze tłoczyć do trzeciego wozu. Konny jadący obok tego wozu, ciągle wskazuje mieczem na mężczyznę, jadącego tym wozem. Wszystkich dręczy ciekawość dowiedzieć się, kto to taki? Stoi na końcu wozu z głową pochyloną, by mógł rozmawiać z dziewczyną, która siedzi obok niego i trzyma jego rękę. Nie obchodzi go scena, która się wkoło niego rozgrywa, i ciągle mówi coś do dziewczyny. Tu i tam na długiej ulicy St. Honoré powstaje przeciw nim krzyk. Jeżeli wywiera to na niego jakie wrażenie, to jest to tylko spokojny uśmiech, gdy potrząsa włosami, które mu spadają na twarz. Nie może swobodnie dotknąć twarzy, bo ręce ma skrępowane.
Na stopniach jednego z kościołów oczekuje przybycia wozu szpieg i owczarek. Patrzy w pierwszy: niema! Patrzy w drugi: niema! Pyta już siebie: „Czy poświęcił mnie?“ kiedy spojrzenie jego pogodnieje na widok trzeciego wozu.
„Który to Evrémonde?“ pyta jakiś człowiek stojący za nim.
„Ten ztyłu“.
„Ten, co trzyma rękę dziewczyny?
„Tak“.
Mężczyzna krzyczy: „Precz z Evrémondem! Na gilotynę arystokratów! Precz z Evrémondem!“
„Css... Css...“ spokojnie mityguje go szpieg
„A dlaczego, obywatelu?“
„Zapłaci za swoje. Zapłaci za pięć minut; zostawcie go w spokoju“.
Ale mężczyzna nie przestaje krzyczeć: „Precz z Evrémondem!“ a twarz Evrémonde’a na jedną chwilę zwraca się w jego stronę. Evrémonde i szpieg patrzą na siebie. Wtenczas Evremonde spostrzega szpiega, patrzy na niego uważnie i jedzie swoją drogą.
Zegar wydzwania trzecią, brózda, jaką wóz robi w tłumie, zakreśla łuk, by dojechać do placu egzekucji — i do końca wszystkiego. Skiby odrzucone w obie strony,