masa posuwa się ku przodowi jak wielka fala morska, — wszystko to trwa krótko, jak błyskawica. Dwadzieścia trzy.
Mówili o nim tej nocy w mieście, że była to najspokojniejsza twarz ludzka, jaką kiedykolwiek widzieli. Wielu dodawało, że miała w sobie coś proroczego i wzniosłego.
Jedna z najbardziej godnych ofiar, które padły od tego samego topora — pewna kobieta — prosiła u stóp tego samego szafotu, niedługo przedtem, by pozwolono jej spisać myśli, które jej przyszły w natchnieniu. Gdyby on mógł wtedy wypowiedzieć swoje myśli, a byłyby to myśli prorocze, to wyglądałyby one tak:
„Widzę Barsada, Cly’a, Defarge’a, Zemstę, Sędziego, przysięgłych, długie szeregi nowych gnębicieli, którzy powstali na zagładzie starych, jak giną od tego samego narzędzia, zanim wyjdzie ono z obecnego użycia. Widzę wspaniałe miasto i naród wspaniały, jak powstają z otchłani, jak walczą o to, by zdobyć prawdziwą wolność a w ich triumfach i porażkach, przez owe długie lata, które nadejdą, widzę zło tego czasu i zło czasów uprzednich, z których ten się narodził — jak pokutuje ono za swoje grzechy i znika.
„Widzę żywoty, dla których oddałem życie swoje, spokojne, pożyteczne, szczęśliwe i bogate, w owej Anglji, której nie ujrzę już więcej. Widzę ją z dziecięciem na łonie, które nosi moje imię. Widzę ojca jej pochylonego wiekiem, ale pozatem silnego, spokojnego, oddanego wszystkim ludziom w spełnianiu swego zawodu. Widzę starego ich przyjaciela, który w dziesięć lat później wzbogacił ich wszystkiem, co posiadał, i odszedł spokojnie na zasłużony spoczynek.
„Wiem, że mam w ich sercu sanktuarjum, i mam je w sercu ich dzieci, przez wiele pokoleń. Widzę Ją, jako starą kobietę, płaczącą nade mną w każdą rocznicę tego dnia. Widzę Ją i jej męża, jak przeszedłszy drogę swoją, leżą jedno obok drugiego na swojem ostatniem ziemskiem łożu, i, wiem, że żadne z nich nie czciło więcej drugiego w sercu swojem, jak czcili w sercu swojem mnie.
„Widzę to dziecię, które tuliła do łona, jako mężczyznę torującego sobie drogę po ścieżce, która niegdyś była moją. Widzę, że kroczy nią tak dzielnie, iż moje imię staje się sławne przez sławę jego imienia. Widzę, jak plamy, które ja na to imię rzuciłem, bledną. Widzę go na czele najszanowniejszych sędziów i mężów swego kraju. Widzę jak chłopca — który nosi moje imię i ma czoło i złote włosy, które znam tak dobrze, — prowadzi na to miejsce, które będzie już wtedy pięknie wyglądało, bo znikną ślady tego,
Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/156
Ta strona została skorygowana.